wtorek, 9 lipca 2013
czwartek, 16 maja 2013
EPILOG
„Prawdziwa miłość
to akt całkowitego oddania.”
- Paulo Coelho
15 lutego 2012 rok. Środa.
Johnny szedł równym krokiem bardzo zadowolony, a jednocześnie
zdenerwowany tym, co zamierzał zrobić, gdy tylko wróci do mieszkania. Ścisnął
mocno w swoim płaszczu malutkie pudełeczko, w który znajdował się pierścionek
zaręczynowy, należący kiedyś do jego matki. Gabriele dała mu tak cenną dla niej
pamiątkę, życząc mu powodzenia. Doceniał każdą troskę jego rodzicielki, był jej
za to ogromnie wdzięczny. Wiedział, że tym razem, kiedy otworzy pudełeczko, Jessica
nie przestraszy się i zgodzi się zostać jego żoną.
Po raz pierwszy
komuś się oświadczał, dlatego panika owładnęła jego serce, mimo iż Johnny
słynął z odwagi i niczego się nie bał. Lecz musiał przyznać, że to było
zupełnie coś innego. Była to decyzja na całe życie.
***
Jessica
ochlapała się wodą, po czym zakręciła kurek od kranu. Oddychała głęboko, aby uspokoić
swoje myśli. O tym, czego dowiedziała się przed paroma minutami, wstrząsnęło
ją, i nie miała bladego pojęcia jak o tym powiedzieć Johnny‘emu. Tak bardzo się
bała, że po tym, co mu oznajmi, czarnowłosy znienawidzi ją za to, że nie
uważała. A wiedziała, że to było jej obowiązkiem, mówiła, że o to miał się nie
martwić, że panuje nad sytuacją. Jednak wszystko się pokomplikowało.
Gdy usłyszała
otwierające się drzwi i wołanie Johnny‘ego, szybko poprawiła włosy i wytarła
twarz ręcznikiem, po czym z wyszła z łazienki. Czarnowłosy uśmiechnął się do
niej, kiedy znalazła się już w salonie, na co odwzajemniła gest.
- Jess,
usiądźmy, mam ci coś do powiedzenia – zaczął Johnny. Jessica spełniła jego
prośbę, a po sekundzie mężczyzna znalazł się obok niej i ujął jej lewą dłoń. –
Wiele o nas myślałem i doszedłem do wniosku, że to już czas, aby pomyśleć o wspólnym
życiu. – Wyjął z kieszeni czarne pudełeczko i podniósł wieczko, pokazując
jej piękny, srebrny pierścionek z małym brylancikiem w oczku, a Jessica na
jego widok dłonią zatkała sobie usta. – Jessico Carter, czy zostaniesz moją
żoną?
Z trudem łapała
oddech. Nie spodziewała się, że w tym momencie jej się oświadczy, kiedy ona
miała tak bardzo ważną wiadomość dla niego.
- Johnny –
wydusiła z siebie, gdy tylko zdała sobie sprawę, że potrafiła już nabrać tchu.
– Zanim ci odpowiem, musisz o czymś wiedzieć… - urwała, by zebrać myśli do
kupy. Nie czekała długo, bo doskonale wiedziała, że czarnowłosy oczekuje od
niej odpowiedzi. - Jestem w ciąży.
Mężczyzna nie
mógł uwierzyć w to, co przed chwilką usłyszał. Myślał, że na dziecko przyjdzie
odpowiedni czas. Sama Jessica o tym wspominała i zapewniała go, że wszystko
było pod kontrolą. Jednak musiał teraz skupić się na tym, co przed chwilą się
dowiedział. Będzie ojcem i cieszył się z tego, że to właśnie dzisiaj oświadczył
się Jessice.
- Jess, myślę,
że to jest odpowiedni moment, abyśmy razem ułożyli sobie życie, tym bardziej,
że będziemy rodzicami.
- A więc… nie
jesteś na mnie zły, że tak się to wszystko potoczyło?
- Oczywiście,
że nie – uspokoił ją. – Owszem, planowaliśmy dziecko nieco później, ale
przyznaj, że czasami życie nas zaskakuje, dlatego ponownie ciebie zapytam;
Jess, czy zostaniesz moją żoną?
- Tak – odparła
niemal od razu. Pocałowała go i przytuliła mocno do siebie. Wkrótce na jej
lewym, serdecznym palcu lśnił pierścionek, który kiedyś należał go Gabriele
Brigh.
***
24 listopada 2012 rok. Sobota.
Johnny oddychał głęboko, chodząc w tą i z powrotem. Jego
matka starała się go uspokoić, lecz on i tak był strzępkiem nerwów. Po raz pierwszy znajdował się w takiej
sytuacji i nie miał pojęcia co robić. To trwało tak długo.
Wkrótce jedna z
pielęgniarek wyszła z pomieszczenia i podeszła do niego z wielkim uśmiechem na
twarzy.
- Gratuluję
panu, ma pan zdrowego syna. – Gdy usłyszał słowa kobiety, odetchnął z ulgą. –
Może pan wejść do żony.
Czarnowłosy
ominął ją szybko i wparował do pokoju szpitalnego niczym zwierzyna, która za
wszelką cenę chciała dopaść swoją zdobycz. Jessica leżała na łóżku na prawym
boku i patrzyła na niemowlę, leżące obok niej. Zbliżył się do nich i dopiero
teraz dostrzegł na twarzy żony pojedyncze krople potu.
- Zmęczona?
–spytał.
- Tak –
westchnęła. – Lecz jestem bardzo szczęśliwa. – Spojrzała na ich synka z
uśmiechem.
Maluch spał
spokojnie. Johnny chwycił małą dłoń syna, spoglądając radośnie na jego rumiane
policzki oraz ciemne włoski.
- Johnny,
postanowiłam jak na razie zrezygnować z pracy.
- Dlaczego? –
zapytał zaskoczony. – Przecież po dwóch tygodniach możesz wrócić. Tak kochasz
tę pracę.
- Wiem, ale
teraz nie ma nic ważniejszego od naszego syna. Chcę poświęcić mu całkowitą
uwagę, nawet jeśli miałoby to trwać dwa lata. Chcę, aby wiedział, że jestem
przy nim.
- Jeśli tak
uważasz – westchnął. – Ja nie mogę zrezygnować, muszę utrzymać moją rodzinę. –
Na te słowa czarnowłosego, Jessica uśmiechnęła się, po czym pocałowała go czule
w usta.
Do pomieszczenia weszła Gabriele. Z uśmiechem do nich podeszła, a gdy tylko spojrzała na swojego
wnuka, niemal zapiszczała.
- O mój Boże –
westchnęła, z trudem powstrzymując łzy. – Zupełnie taki sam, jak Johnny, kiedy
był niemowlakiem. Jak go nazwiecie?
- Już
wymyśliłam – odparła szybko Jessica. – Od dziś będzie się nazywał Jonathan Mark
Brigh, imiona po dwóch dziadkach.
Johnny
uśmiechnął się do niej serdecznie, a ona odwzajemniła gest. Gabriele już nie
mogła się powstrzymać i uroniła łzy ze wzruszenia. Jessica ujęła jej dłoń, po
czym oznajmiła, że może wziąć wnuka na ręce.
Teraz na pewno wszystko
się zmieni za sprawą ich syna Jonathana. Johnny obiecał sobie, że będzie
chronił żonę i małego, który aktualnie smacznie spał w ramionach babci. Dopiero
w tej chwili ich życie nabierało lepszych barw. Rozpoczęło się…
~*~
Niby opowiadanie kryminalne, a skoczyło się bardzo szczęśliwie. Sądzę, że każdy powinien mieć w swoim życiu odrobinę miłości, nawet policjanci;)
Kochani, co do drugiej wersji... Postanowiłam tę historię prowadzić pod innym adresem, ponieważ ten adres bloga nie będzie mi pasował do moich pomysłów na sprawy. Chcę opowiadanie rozprzestrzenić nie tylko na Manhattan, ale i na inne dzielnice Nowego Jorku. Adres bloga już sobie zaklepałam, lecz nie będę Wam go teraz podawała. Zawiadomię Was, gdy pojawi się prolog pierwszej sprawy. No chyba, że ktoś chce już poznać mój plan, to mogę w komentarzu podać;)
A teraz oczywiście podziękowania:
W szczególności dziękuję moim pięciu czytelnikom, u których zawsze mogłam liczyć na motywujące mnie komentarze: Ginger Grant, Rika, Legilimencja, Vivienne Crenshaw i Melodia. Dziękuję:**
Dziękuję też czytelnikom, którzy gdzieś po drodze się pojawiali, w szczególności kieruję się w stronę Uciekinierki, Beatrice, Belli, oraz Dexteera_hp. Dziękuję:*
Dziękuję też osobom Anonimowym, którzy znaleźli czas na czytanie tego opowiadania;* Dziękuję za obecność duchem:*
Jak na razie znajdziecie mnie TUTAJ oraz TUTAJ.
Pozdrawiam serdecznie:*
Niby opowiadanie kryminalne, a skoczyło się bardzo szczęśliwie. Sądzę, że każdy powinien mieć w swoim życiu odrobinę miłości, nawet policjanci;)
Kochani, co do drugiej wersji... Postanowiłam tę historię prowadzić pod innym adresem, ponieważ ten adres bloga nie będzie mi pasował do moich pomysłów na sprawy. Chcę opowiadanie rozprzestrzenić nie tylko na Manhattan, ale i na inne dzielnice Nowego Jorku. Adres bloga już sobie zaklepałam, lecz nie będę Wam go teraz podawała. Zawiadomię Was, gdy pojawi się prolog pierwszej sprawy. No chyba, że ktoś chce już poznać mój plan, to mogę w komentarzu podać;)
A teraz oczywiście podziękowania:
W szczególności dziękuję moim pięciu czytelnikom, u których zawsze mogłam liczyć na motywujące mnie komentarze: Ginger Grant, Rika, Legilimencja, Vivienne Crenshaw i Melodia. Dziękuję:**
Dziękuję też czytelnikom, którzy gdzieś po drodze się pojawiali, w szczególności kieruję się w stronę Uciekinierki, Beatrice, Belli, oraz Dexteera_hp. Dziękuję:*
Dziękuję też osobom Anonimowym, którzy znaleźli czas na czytanie tego opowiadania;* Dziękuję za obecność duchem:*
Jak na razie znajdziecie mnie TUTAJ oraz TUTAJ.
Pozdrawiam serdecznie:*
Subskrybuj:
Posty (Atom)