czwartek, 16 maja 2013

EPILOG




„Praw­dzi­wa miłość to akt całko­wite­go oddania.”
- Paulo Coelho



15 lutego 2012 rok. Środa.
Johnny szedł równym krokiem bardzo zadowolony, a jednocześnie zdenerwowany tym, co zamierzał zrobić, gdy tylko wróci do mieszkania. Ścisnął mocno w swoim płaszczu malutkie pudełeczko, w który znajdował się pierścionek zaręczynowy, należący kiedyś do jego matki. Gabriele dała mu tak cenną dla niej pamiątkę, życząc mu powodzenia. Doceniał każdą troskę jego rodzicielki, był jej za to ogromnie wdzięczny. Wiedział, że tym razem, kiedy otworzy pudełeczko, Jessica nie przestraszy się i zgodzi się zostać jego żoną.
Po raz pierwszy komuś się oświadczał, dlatego panika owładnęła jego serce, mimo iż Johnny słynął z odwagi i niczego się nie bał. Lecz musiał przyznać, że to było zupełnie coś innego. Była to decyzja na całe życie.


***


Jessica ochlapała się wodą, po czym zakręciła kurek od kranu. Oddychała głęboko, aby uspokoić swoje myśli. O tym, czego dowiedziała się przed paroma minutami, wstrząsnęło ją, i nie miała bladego pojęcia jak o tym powiedzieć Johnny‘emu. Tak bardzo się bała, że po tym, co mu oznajmi, czarnowłosy znienawidzi ją za to, że nie uważała. A wiedziała, że to było jej obowiązkiem, mówiła, że o to miał się nie martwić, że panuje nad sytuacją. Jednak wszystko się pokomplikowało.
Gdy usłyszała otwierające się drzwi i wołanie Johnny‘ego, szybko poprawiła włosy i wytarła twarz ręcznikiem, po czym z wyszła z łazienki. Czarnowłosy uśmiechnął się do niej, kiedy znalazła się już w salonie, na co odwzajemniła gest.
- Jess, usiądźmy, mam ci coś do powiedzenia – zaczął Johnny. Jessica spełniła jego prośbę, a po sekundzie mężczyzna znalazł się obok niej i ujął jej lewą dłoń. – Wiele o nas myślałem i doszedłem do wniosku, że to już czas, aby pomyśleć o wspólnym życiu. – Wyjął z kieszeni czarne pudełeczko i podniósł wieczko, pokazując jej piękny, srebrny pierścionek z małym brylancikiem w oczku, a Jessica na jego widok dłonią zatkała sobie usta. – Jessico Carter, czy zostaniesz moją żoną?
Z trudem łapała oddech. Nie spodziewała się, że w tym momencie jej się oświadczy, kiedy ona miała tak bardzo ważną wiadomość dla niego.
- Johnny – wydusiła z siebie, gdy tylko zdała sobie sprawę, że potrafiła już nabrać tchu. – Zanim ci odpowiem, musisz o czymś wiedzieć… - urwała, by zebrać myśli do kupy. Nie czekała długo, bo doskonale wiedziała, że czarnowłosy oczekuje od niej odpowiedzi. -  Jestem w ciąży.
Mężczyzna nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilką usłyszał. Myślał, że na dziecko przyjdzie odpowiedni czas. Sama Jessica o tym wspominała i zapewniała go, że wszystko było pod kontrolą. Jednak musiał teraz skupić się na tym, co przed chwilą się dowiedział. Będzie ojcem i cieszył się z tego, że to właśnie dzisiaj oświadczył się Jessice.
- Jess, myślę, że to jest odpowiedni moment, abyśmy razem ułożyli sobie życie, tym bardziej, że będziemy rodzicami.
- A więc… nie jesteś na mnie zły, że tak się to wszystko potoczyło?
- Oczywiście, że nie – uspokoił ją. – Owszem, planowaliśmy dziecko nieco później, ale przyznaj, że czasami życie nas zaskakuje, dlatego ponownie ciebie zapytam; Jess, czy zostaniesz moją żoną?
- Tak – odparła niemal od razu. Pocałowała go i przytuliła mocno do siebie. Wkrótce na jej lewym, serdecznym palcu lśnił pierścionek, który kiedyś należał go Gabriele Brigh.


***


24 listopada 2012 rok. Sobota.
Johnny oddychał głęboko, chodząc w tą i z powrotem. Jego matka starała się go uspokoić, lecz on i tak był strzępkiem nerwów.  Po raz pierwszy znajdował się w takiej sytuacji i nie miał pojęcia co robić. To trwało tak długo.
Wkrótce jedna z pielęgniarek wyszła z pomieszczenia i podeszła do niego z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Gratuluję panu, ma pan zdrowego syna. – Gdy usłyszał słowa kobiety, odetchnął z ulgą. – Może pan wejść do żony.
Czarnowłosy ominął ją szybko i wparował do pokoju szpitalnego niczym zwierzyna, która za wszelką cenę chciała dopaść swoją zdobycz. Jessica leżała na łóżku na prawym boku i patrzyła na niemowlę, leżące obok niej. Zbliżył się do nich i dopiero teraz dostrzegł na twarzy żony pojedyncze krople potu.
- Zmęczona? –spytał. 
- Tak – westchnęła. – Lecz jestem bardzo szczęśliwa. – Spojrzała na ich synka z uśmiechem. 
Maluch spał spokojnie. Johnny chwycił małą dłoń syna, spoglądając radośnie na jego rumiane policzki oraz ciemne włoski.
- Johnny, postanowiłam jak na razie zrezygnować z pracy.
- Dlaczego? – zapytał zaskoczony. – Przecież po dwóch tygodniach możesz wrócić. Tak kochasz tę pracę.
- Wiem, ale teraz nie ma nic ważniejszego od naszego syna. Chcę poświęcić mu całkowitą uwagę, nawet jeśli miałoby to trwać dwa lata. Chcę, aby wiedział, że jestem przy nim.
- Jeśli tak uważasz – westchnął. – Ja nie mogę zrezygnować, muszę utrzymać moją rodzinę. – Na te słowa czarnowłosego, Jessica uśmiechnęła się, po czym pocałowała go czule w usta.
Do pomieszczenia weszła Gabriele. Z uśmiechem do nich podeszła, a gdy tylko spojrzała na swojego wnuka, niemal zapiszczała.
- O mój Boże – westchnęła, z trudem powstrzymując łzy. – Zupełnie taki sam, jak Johnny, kiedy był niemowlakiem. Jak go nazwiecie?
- Już wymyśliłam – odparła szybko Jessica. – Od dziś będzie się nazywał Jonathan Mark Brigh, imiona po dwóch dziadkach.
Johnny uśmiechnął się do niej serdecznie, a ona odwzajemniła gest. Gabriele już nie mogła się powstrzymać i uroniła łzy ze wzruszenia. Jessica ujęła jej dłoń, po czym oznajmiła, że może wziąć wnuka na ręce.
Teraz na pewno wszystko się zmieni za sprawą ich syna Jonathana. Johnny obiecał sobie, że będzie chronił żonę i małego, który aktualnie smacznie spał w ramionach babci. Dopiero w tej chwili ich życie nabierało lepszych barw. Rozpoczęło się…

~*~

Niby opowiadanie kryminalne, a skoczyło się bardzo szczęśliwie. Sądzę, że każdy powinien mieć w swoim życiu odrobinę miłości, nawet policjanci;)

Kochani, co do drugiej wersji... Postanowiłam tę historię prowadzić pod innym adresem, ponieważ ten adres bloga nie będzie mi pasował do moich pomysłów na sprawy. Chcę opowiadanie rozprzestrzenić nie tylko na Manhattan, ale i na inne dzielnice Nowego Jorku. Adres bloga już sobie zaklepałam, lecz nie będę Wam go teraz podawała. Zawiadomię Was, gdy pojawi się prolog pierwszej sprawy. No chyba, że ktoś chce już poznać mój plan, to mogę w komentarzu podać;) 

A teraz oczywiście podziękowania:

W szczególności dziękuję moim pięciu czytelnikom, u których zawsze mogłam liczyć na motywujące mnie komentarze: Ginger Grant, Rika, Legilimencja, Vivienne Crenshaw i Melodia. Dziękuję:**

Dziękuję też czytelnikom, którzy gdzieś po drodze się pojawiali, w szczególności kieruję się w stronę Uciekinierki, BeatriceBelli, oraz Dexteera_hp. Dziękuję:*

Dziękuję też osobom Anonimowym, którzy znaleźli czas na czytanie tego opowiadania;* Dziękuję za obecność duchem:*


Jak na razie znajdziecie mnie TUTAJ oraz TUTAJ.


Pozdrawiam serdecznie:*