„Można oczy zamknąć na
rzeczywistość, ale nie na wspomnienia.”
- Stanisław Jerzy Lec.
W
niewielkim apartamentowcu, w swojej sypialni leżał Johnny, który próbował zasnąć.
Krople deszczu obijały się o szyby. Mężczyzna cały się trząsł. Czuł pot, który
spływał mu po twarzy. Kołdra zsunęła się z jego ramion i wylądowała na
podłodze. Wiercił się po całym łóżku, wciąż mając przed oczami to straszne
wspomnienie. Chłopak. On. Blog wieżowca. Przerażający krzyk jego matki.
Johnny otworzył oczy i wstał z posłania,
po czym poszedł do łazienki. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Zobaczył
młodego mężczyznę z lekkim zarostem. „Trzeba będzie się ogolić” – pomyślał,
dotykając swojej brody. Jego twarz była blada, a oczy miał całe zaczerwienione.
Odkręcił kurek, a po chwili z kranu wydobył się szum zimnej wody. Ochlapał
twarz oraz czarne, rozczochrane włosy. Zakręcił z powrotem kurek. Otarł się
ręcznikiem
i ponownie spojrzał w lustro.
i ponownie spojrzał w lustro.
Wszystko było bez zmian. Twarz w dalszym
ciągu była blada. Uległy zmianie jedynie źrenice, które powiększyły się i
przybrały barwę jego naturalnych tęczówek, a mianowicie czerni. Westchnął ze
zrezygnowaniem. Nic mu się nie udaje. Dlaczego stał się taki słaby przez jedną
porażkę, której doświadczył w życiu? Niemniej jednak był policjantem. Osobą,
która nie wiedziała, co to strach. Przecież w jego rodzinie było tak od wielu
lat. Jego dziadek był policjantem. Jego ojciec był policjantem. Tak, więc i on
nim został. Czy stało się to z woli tradycji?
Chyba nie. Skoro zawsze go to
fascynowało. Pamięta do dziś, jak jego ojciec zabrał go po raz pierwszy na
komisariat. Miał wtedy zaledwie czternaście lat. Na własne oczy zobaczył
pomieszczenie, w którym odbywały się przesłuchania podejrzanych. Po raz
pierwszy mógł potrzymać broń w ręce i strzelić w tarczę. Jego ojciec nie
zdziwił się, kiedy oznajmił mu, że idzie do szkoły policyjnej.
Po wielu latach ciężkiej pracy dostał się
do wydziału kryminalnego. Już osiem lat pracował w dochodzeniówce i po raz
pierwszy zdarzyła mu się porażka, z którą nie potrafił wygrać. Gdy tylko
położył się z powrotem do łóżka, myślami był przy tamtym wydarzeniu. Nie umiał
sobie z tym poradzić. Twarz chłopaka ciągle stawała mu przed oczami.
Był
15 kwietnia 2008 roku, kiedy to się stało.
Johnny
pamiętał ten dzień doskonale. Przed tym zdarzeniem został zawalony robotą na
wypełnianiu raportów. Był wyczerpany, marzył o śnie. Obudził go szelest
otwierających się drzwi gabinetu jego szefa, Micka Bollinsa. Czarnoskóry
mężczyzna zbliżył się do niego z poważną miną. Johnny bał się, że dostanie
jakiś ochrzan. Ich szef był naprawdę wymagający i trzeba było mieć pełną,
nienaganną postawę.
-
Brigh, mamy robotę – oznajmił mu. – Osiemnastolatek chce skoczyć z bloku na
Drowling 12. Jedź tam prędko. Hudson już
tam jest.
-
Tak jest, szefie – powiedział, wstając od swego biurka.
W
piętnaście minut dotarł do miejsca zdarzenia. Zaparkował swój czarny Passat
koło bloku. Zauważył mnóstwo ludzi, którzy wpatrywali się w górę. Johnny zrobił
to samo, gdy tylko wysiadł z samochodu.
Chłopak
był prawie na samej górze. Jego blond włosy powiewały na wietrze. Rozmawiał z
kimś wściekle. Johnny miał wrażenie, że za niedługo spełni swoją wole. Opuścił
głowę i podbiegł do policjanta.
-
Jak sytuacja? – zapytał, pokazując mu odznakę policyjną.
-
No, nie za ciekawie. Chłopak nie chce słuchać. Upiera się przy swoim.
-
Gdyby rzeczywiście tak było, to już dawno by skoczył – oznajmił mu. – Widziałeś
Grace Hudson?
-
Tak, jest na górze wraz z Rachel Lewis, psychologiem policyjnym.
-
Dobra, to ja pójdę do nich. Na którym piętrze to się dzieje?
-
Piątym.
Wbiegł
do budynku, aby czym prędzej dojść do chłopaka. Znajdując wreszcie windę,
wszedł do środka. Nie mógł zbytnio pojąć tego, dlaczego tak młody chłopak chce
skoczyć. Przecież miał dopiero osiemnaście lat. Miał tyle życia przed sobą.
Pamiętał, jak on w jego wieku posiadał marzenie, aby wreszcie wstąpić do
policji. Aby szkoła policyjna nie odrzuciła jego papierów. Co takiego musiało
się stać, że chłopak chciał odebrać sobie życie?
Kiedy
winda stanęła na piątym piętrze, wyszedł z niej. A gdy tylko usłyszał głos
chłopaka, podążył tam szybko.
-
Nie podchodźcie, bo skoczę! – wrzasnął.
-
Porozmawiajmy – usłyszał głos Grace. – To nie jest wyjście.
-
To nie twój interes! – krzyknął do niej. – Po co tu przyszedłeś?! – zwrócił się
do niego, gdy był już tuż obok swojej partnerki.
-
Chcę ci pomóc – powiedział łagodnie.
-
Po co on tu jest? – zwrócił się do kobiet. – To znów jakiś psychol, by
przemówił mi do rozumu? Nie nabiorę się na te wasze sztuczki!
-
Nie chcemy ci nic wmówić – odezwała się Rachel. – Daj sobie pomóc i
porozmawiajmy na spokojnie. Bez świadków.
-
Mam was wszystkich w dupie! Nie chcę żadnej pomocy! Wy nie rozumiecie!
-
No to nam wytłumacz – upierała się Rachel.
Jednak
chłopak nie odpowiedział. Odwrócił się, patrząc w dół. Na jego twarzy widać
było przerażenie. Johnny wiedział, że się bał. Nie chce tego robić, lecz coś go
do tego zmusza. Podszedł więc powoli do chłopca. Gdy nastolatek to zauważył,
głośno krzyknął:
-
Nie podchodź do mnie! Cofnij się!
-
Spokojnie. Nie chcę ci nic mówić. Chcę tylko spojrzeć w dół.
Powoli
podchodził do chłopaka, który cały czas patrzył na jego ruchy. Kiedy Johnny był
już blisko nastolatka, zerknął w dół. „Jak go teraz przekonać?” – pomyślał. Co
musiał zrobić, aby go przekonać do zmiany decyzji? Na dole zobaczył mnóstwo
gapiów, ludzi
z policji oraz ze straży pożarnej. Zobaczył, jak przez tłum przedziera się zrozpaczona kobieta. Domyślił się, że może to być matka chłopca. Jeden z policjantów trzymał ją w ramionach.
z policji oraz ze straży pożarnej. Zobaczył, jak przez tłum przedziera się zrozpaczona kobieta. Domyślił się, że może to być matka chłopca. Jeden z policjantów trzymał ją w ramionach.
-
Jak masz na imię? – zapytał chłopca.
-
Co to pana obchodzi?! – oburzył się.
-
Jak nie chcesz powiedzieć, to będę do ciebie mówił: „Chłopcze”. Zgoda?
-
Daniel – rzekł po chwili. – Mam na imię Daniel.
-
Tak, więc… Danielu, dlaczego tu jesteś? – zapytał go, mając nadzieje, że jakimś
sposobem dotrze do chłopaka.
-
Mam swoje powody – odparł do niego nieco ściszonym tonem.
-
Nie bądź taki tajemniczy. Zobacz, ile osób na ciebie patrzy. Tam jest twoja
matka. Płacze. Chcesz, aby cierpiała? To wszystko przez nią?
-
Nie obchodzi mnie to. I tak nie ma tu ojca.
-
Więc chodzi o ojca – bardziej stwierdził niż zapytał Johnny. – O co masz do
niego pretensje? Zranił cię?
Chłopak
zamilkł. Nie chciał nic powiedzieć. Już wiedział, że chodzi o jego ojca, lecz
nadal nie wiedział, co się stało. Dlaczego chce się zabić?
-
Mamy czas, Danielu – próbował dalej. – Opowiedz mi o wszystkim.
-
Nic ci nie powiem! – Ton jego głosu stał się wyższy.
-
Możesz mi zaufać. Jeśli chcesz, mogę te kobiety odesłać i zostaniemy tu sami. –
Spojrzał na Grace. Jego partnerka zrozumiała to i wyszła wraz z Rachel. Johnny
został z chłopcem sam. Zauważył, że odetchnął z ulgą, lecz wciąż był przerażony
i nie miał zamiaru zejść z parapetu.
-
I tak mnie pan nie zrozumie – rzekł płaczliwie.
-
Skąd taka pewność? Może akurat zrozumiem.
-
Nie mogę – rzekł, a z jego oczu popłynęły łzy.
-
Nie naciskam cię, lecz zobacz, ile osób na ciebie patrzy. Oni wszyscy się o
ciebie boją. Chcą, abyś nie popełnił głupstwa. Jesteś taki młody. Pomyśl o
matce.
-
Ona i tak nie rozumie, co przeżywam! – krzyknął.
-
Co masz na myśli? Rozwiń to?
-
Nie ważne! – wrzasnął na niego. – Niech pan się cofnie! Nie potrzebuje niczyjej
pomocy!
-
Spokojnie, już się cofam, tylko…
To
był moment. Chłopak chciał się do niego odwrócić, lecz potknął się. Sylwetka
młodego chłopca spadała w dół. Johnny chciał go chwycić, tylko, że nastolatek
był już zbyt daleko. Usłyszał z góry przerażony krzyk matki. Czym prędzej
puścił się biegiem w dół. Nie czekał już na windę. Zbiegł szybko ze schodów,
aby dotrzeć do chłopca i sprawdzić, czy żyje, czy też nie. Wciąż miał nadzieję.
Gdy
znalazł się na dole, zobaczył, jak matka chłopca chce dojść do leżącego bez
ruchu syna, którym zajmują się lekarze. Jeden z policjantów odsuwał ją od
miejsca zdarzenia.
-
Żyje – usłyszał lekarza pogotowia – ale musimy szybko zabrać go do szpitala.
Wszystko może się stać. Chłopak miał szczęście. Zabieramy go.
Johnny
odetchnął z ulgą, kładąc swoje ręce na kolanach. Przeżył. Ten chłopak miał
naprawdę ogromne szczęście. Spaść z takiej wysokości. Jednak nad tym chłopcem
czuwa Bóg. To jego opatrzność sprawiła, że Daniel przeżył. Johnny modlił się
teraz w duchu, aby cały czas miał go w swojej opiece, bo wszystko jest możliwe.
Nie
zauważył, kiedy partnerka pojawiła się przy jego boku. Przywrócił się do pionu
i spojrzał na nią. Wyczuła u niego strach i mimo wszystko, objęła go
przyjacielskim uściskiem. Nie wiedział, czemu, ale teraz tego potrzebował.
Wtulić się w czarne włosy kobiety. Wtedy jeszcze nie wiedział, że to była ich
ostatnia wspólna sprawa. Że niebawem ich drogi się rozejdą.
Lecz
przed oczami ciągle widział spadającego chłopca oraz słyszał krzyk jego matki.
Odczuwał to, aż po dziś dzień.
Z rozmyślań wyrwał go dźwięk telefonu.
Minęło trochę czasu, zanim odebrał połączenie od swego szefa.
- Co tak długo?! – Głos rozbudził
Johnnyego całkowicie. – Macie sprawę z Carter. Wysyłam ci adres i masz się tam
pojawić. Twoja partnerka już jedzie, więc pospiesz się.
- Tak jest, szefie – oznajmił. – Już
jadę.
Po tych słowach w słuchawce nastała
cisza, a potem rozległ się sygnał kończący rozmowę. Wygramolił się z łóżka i
pośpiesznie zaczął się ubierać. Po chwili dostał wiadomość z adresem i czym
prędzej wyszedł ze swojego mieszkania.
I
jak? Co sądzicie?
Prolog
został poprawiony, jaki i ten rozdział, a to tylko dzięki Ariannie:* Nie
pozostaje mi nic innego, jak tylko zadedykować ten rozdział właśnie jej:)
Mam,
jak na razie, w zakładce o bohaterach tylko zdjęcia. Kiedy tam się znajdzie
czas i chęci do tego, znajdą się i opisy^^
Pozdrawiam
serdecznie:*
Nie rozumiem ludzi, którzy próbują popełnić samobójstwo. Żeby żyć trzeba mieć odwagę i siłę. Jeśli odbierają sobie życie, to dlatego, że jej nie mają. A czy nie o to chodzi, żeby pokazać jak silni jesteśmy? Że mimo to wytrwamy? Jak powiedział Dominik z "Sali Samobójców", samobójstwo to przejaw tchórzostwa.
OdpowiedzUsuńTak się wczytałam , że nie patrzyłam czy są jakieś błędy! Piszesz bardzo lekko, przez co dobrze się czyta. Lubię takie blogi. Może właśnie dlatego tylko takie czytam :)
Rozdział wyszedł ci bardzo dobrze. Całkiem fajna ta historia o tym chłopcu. Mam takie pytanko.
OdpowiedzUsuńCzy Daniel przeżył ten upadek?
Wow! Powaliłaś mnie, dosłownie! Pierwszy rozdział naprawdę świetny, nawet nie masz pojęcia jak bardzo zaciekawiłaś mnie tą historią ;D Kocham kryminały, te książki są u mnie na równi z fantasy na pierwszym miejscu :D. Ten upadek Daniela i cała ta sytuacja... Straszne! Miało się to zakończyć dobrze, ale wyszło zupełnie inaczej... wszystko przez potknięcie. ;/ Hmm, zastanawia mnie ten kawałek o partnerce Johnny'ego. Tajemniczy. :) Czyżby coś miało się niebawem stać...?
OdpowiedzUsuńNo i końcówka! Nowa sprawa; ciekawe czego będzie dotyczyć :)
Pozdrawiam!
Heh... i byłam pierwsza, a ten onet:(
OdpowiedzUsuńNo ja mam z nim same problemy!
Już wyrażałam opinię o notatce i wiesz jak jest:))
Mam nadzieje, że wiesz jaki komentarz dodałam:) Pamiętasz, nie?
Podoba mi się. I to bardzo. Może troszkę nudno było na końcu, ale kurde, już myślałam, że ten chłopak jednak się zabije, ale jak czytałam że zdecydował się jednak nie, a tu się nagle potknął... Czasem mnie nachodzą takie myśli: co by było jakbym zniknęła i czy ktokolwiek by się mną przejął oprócz mojej rodziny? Potem po prostu siedzę i płaczę... ale trzeba jakoś dawać sobie radę, co nie zawsze jest łatwe. Czekam na dalszą część i natchnęło mnie, by coś napisać. Pozdrawiam! [dziennik-ginevry-weasley]
OdpowiedzUsuńSuper, zaczyna się naprawdę fajnie. To wspomnienie jakoś dziwnie mnie wzruszyło, Johny chciał pomóc, a zawiódł...Dobrze, że ten Daniel przeżył;)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co będzie dalej. Przepraszam, że komentarz opóźniony i krótki, ale chcę powiedzieć w nim tylko jedno: ta historia będzie niezwykła:)
Dziękuję Ci z całego serducha za dedykację ; * Mam nadzieję, że nie zawiedziesz się na moich poprawkach:)
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić, rozdział bardzo intrygujący:) Najbardziej zaciekawiła mnie postać towarzyszki Johnnego. Czy ona odegra jakąś większą rolę w Twoim opowiadaniu? Wiem, że to pytanie czysto retoryczne i z pewnością uzyskam na nie odpowiedź w późniejszym czasie, jednak bardzo spodobał mi się ten wątek;D
Pozdrawiam serdecznie i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ; *
Och, bardzo współczuję Johnemu. Naprawdę musi to prawdziwie przeżywać. Ciężko zapomnieć takie wydarzenie. Ciekawi mnie tylko z sie stało z chłopakiem.
OdpowiedzUsuńRozdział krótki, ale fajny. Mam nadzieję, że w następnych rozdziałach akcja bardziej się rozkręci ;D
Pozdrawiam,
Leszczyna [dowiesc-niewinnosci]
PS. chciałabyś kiedyś wydać "tajemnice..." w formie książki? ;D
Och, przypomniało mi się CSI. Uwielbiam ten serial.
OdpowiedzUsuńPraca w policji wiąże się z ryzykiem. Nie zawsze da się wszystkich uratować, nie zawsze mamy czasu uciec przed kulką posłaną przez jakigoś zbira. Takie życie. Trzymam kciuki za Johnny'ego.