„Mężczyzna bez kobiety
jest jak tama bez wody.”
- Fiodor Gladkow
23
października 2011 rok. Niedziela.
Po
uzyskaniu informacji od Billy ‘ego, że przeprowadził dokładne oględziny ofiary,
Johnny i Jessica wpadli do niego, kierując się do prosektorium, który znajdował
się obok budynku komisariatu. Oboje
poczuli zimne dreszcze, kiedy weszli w głąb pomieszczenia. Jasny korytarz,
którym podążali, czując w nozdrzach różne chemikalia, emanował strasznym zimnem i nieprzyjemnymi zapachami. Na samą myśl o tym, że w tym miejscu przechowywano
zmarłych, czarnowłosy poczuł na swojej skórze gęsią skórkę. Nie bał się
spojrzeć na martwe ciała, codziennie przecież miał z tym do czynienia, lecz
będąc w tym pomieszczeniu, Johnny ‘ego zawsze nawiedzał jakiś dziwny rodzaj
niesmaku.
Stanęli przy wielkich, metalowych drzwiach.
Gdy Brigh chciał już zapukać, usłyszał głos patologa, który zaprosił ich do
środka. Miejsce, do którego weszli, było tak samo czyste i sterylne jak
korytarz, którym tu przyszli. Bił od tego miejsca pewien przeszywający chłód, który wywoływał dreszcze. Przy białych ścianach stały metalowe
chłodnie, gdzie przetrzymywano zmarłych, oraz niewielki stolik, na którym
leżały różne narzędzia, próbówki oraz pojemnik z białymi rękawiczkami i
zielonymi fartuchami.
Na samym środku prezentował się wielki,
metalowy stół, a na nim leżało ciało Marka Beringa. Spał wiecznym,
spokojnym snem. Jego blade i czyste ciało przykryte było białym prześcieradłem,
od ramion aż po kostki. Tuż obok siedział spokojnie Billy Bowen przy niewielkim
stoliku. Pisał coś natarczywie w aktach, jednocześnie pochłaniając pączka.
Podziwiał zawsze tego mężczyznę, że mógł spokojnie jeść w takim miejscu.
Patolog ze stoickim spokojem zawsze mu powtarzał, że jedząc tutaj jest
bezpieczniej niż w bufetach czy nawet restauracjach. Miał pewność, że nie
nabawi się choroby wieńcowej lub jakiejś innej.
W końcu po jakimś czasie przestał pisać i
skończył swój posiłek. Zamknął akta, wytarł ręce i usta z lukru, po czym
wreszcie spojrzał na nich z lekkim uśmiechem. Wstał z małego, białego taboretu
i podszedł bliżej ofiary. Mimo iż miał na sobie ochronny fartuch, to i tak
Johnny dopatrzył się kremowego garnituru z białą koszulą i czarnym krawatem pod
spodem. To było kolejne dziwactwo okręgowego lekarza sekcyjnego. Ubierał się
ciągle elegancko do pracy, chcąc tym sposobem oddać szacunek swoim „pacjentom”.
- Wybaczcie, że czekaliście – odrzekł
spokojnym głosem – ale dzisiaj nic nie miałem w ustach – uśmiechnął się lekko,
unosząc lewy kącik ust. – Ale do rzeczy – westchnął. Odsłonił prześcieradło, pokazując im ponownie średnią ranę w okolicach serca. – Śmierć
nastąpiła w wyniku pchnięcia jakimś ostrym narzędziem, prawdopodobnie mógł to
być nóż kuchenny. Cios zadany osoby praworęcznej. Stało się to dokładnie w
piątek około godziny dziewiątej wieczór. Zwłoki wrzucono do rzeki dopiero
półtorej godziny po zdarzeniu – zakończył.
- Czyli ciało mogło być przywiezione nad
rzekę - odezwał się Johnny, na co Billy
przytaknął.
- Mam jeszcze coś, co może was
zaciekawić. Po pierwsze: znalazłem fragment naskórka pod paznokciem ofiary.
- To świetnie – przerwała patologowi
Jessica. – Będziemy mieć DNA, może sprawcy.
- Dokładnie – przytaknął Billy. – Dlatego
wysłałem już naskórek do badania. No i po drugie i ostanie: Mężczyzna był nietrzeźwy w momencie zgonu.
- A więc mogło dojść do jakiejś
szarpaniny – zasugerowała Jessica. – Ale on mi nie wygląda na faceta, który by
brał udział w bójkach pijackich – zdziwiła się.
- Dla mnie też to wygląda podejrzanie –
rzekł Johnny. – Musimy dokładnie dowiedzieć się, co robił tamtego dnia.
- To ja was zostawiam – przerwał im
dyskusję Billy, który miał już ściągnięty fartuch, a na ramieniu spoczywała
czarna torba. Wziął akta, które podarował Jessice do ręki, i ruszył ku wyjścia.
– Idę zjeść porządny obiad. Powiedziałem wam wszystko na temat, teraz wasz
ruch. Miłego prowadzenia sprawy. Na razie – uśmiechnął się, po czym pierwszy
opuścił pomieszczenie. Johnny wraz z Jessicą także wyszli, nie chcąc już przebywać
w tym zimnym miejscu.
***
Idąc w stronę biura, zauważyli Toma,
który gawędził z Dianą. Podeszli do nich, aby dowiedzieć się, czy coś ustalili.
- Cześć – przywitali się z nimi. – Wiecie
już, gdzie znajduje się samochód ofiary?
- Szukamy go, ale ciągle nic – oznajmiła
Diana.
- Dzwoniłem do wspólnika ofiary – odezwał
się Tom. – Mówił, że wie coś o tym groźbach.
- No to sprowadź go natychmiast – rzekła
Jessica.
- Mówicie tak, jakbyście mnie nie znali –
zaśmiał się. – Czeka na was w biurze.
- Ty to jesteś nieprzewidywalny, Tom –
pochwalił go Johnny, klepiąc go po ramieniu. Tom uśmiechnął się szeroko, po
czym zostawił ich, idąc z Dianą do swojego biura.
W pomieszczeniu czekał na nich mężczyzna
w średnim wieku o tęgiej posturze i ubrany w elegancki, jasny garnitur. Miał krótkie,
blond włosy, okulary na nosie oraz kilkudniowy zarost. Siedział koło biurka
Johnny ‘ego, a gdy tylko ich zauważył, wstał i podał im dłoń na przywitanie.
Jessica podeszła do swojego stanowiska pracy i wyjęła z szuflady pogróżkę,
która zapakowana była w białą folię. Przybliżyła krzesło do biurka Johnny ‘ego,
podając mężczyźnie kartkę.
- O cholera – powiedział zaskoczony,
marszcząc dłonią lewą brew, kiedy przeczytał pogróżkę. – To mówicie, że
dostawał tego więcej? – Komisarze przytaknęli.
- A wie pan, kto szantażował pańskiego
wspólnika? – zapytał Johnny.
- Jest taki facet, Fernando Torres* –
oznajmił od razu. – Pracował u nas, ale Mark zwolnił go miesiąc temu. Była
awantura i rzucił się na Marka z pięściami.
- A dlaczego ten Torres tak się wściekał?
– spytała Jessica. – Pobił swojego szefa za zwolnienie?
- To nie było zwykłe zwolnienie – odparł
mężczyzna. – Zdarzały się u nas kradzieże, ginął towar. Mark go podejrzewał i
zwolnił Torresa dyscyplinarnie.
- A facet przyznał się do kradzieży? –
spytał Johnny.
- Ależ skąd, ciągle szedł w zaparte. W
ogóle, ciężka sytuacja rodzinna, chore dziecko, nie może stracić pracy…
- Myśli pan, że mógłby się zemścić za to
zwolnienie?
- Panie komisarzu, ja to myślę, że ten
Torres to wariat. Nie mógł po dobroci to zaczął Mark ‘a szantażować. Chyba coś
miał na niego.
- Czym go szantażował?
- Nie wiem – potrząsnął głową. – Bo jak
rozmawiałem o tym z Markiem, to zawsze się denerwował i nie ciągnęliśmy tego
dalej.
- A pamięta pan, gdzie mieszka ten Torres?
– zapytała Jessica.
- Tak – oznajmił. Poprosili go więc, aby
zanotował na kartce adres zamieszkania ich pierwszego podejrzanego.
- Pański wspólnik zginął w piątek wieczór
– mówiła Jessica, kiedy on zapisywał adres ich byłego pracownika. – Czy
wcześniej był w pracy?
- Tak, pracowaliśmy do szóstej wieczorem,
a potem się rozstaliśmy – orzekł, wyjmując paczkę papierosów z kieszeni
garnituru. Jessica poprosiła go, aby tutaj nie palił. Mężczyzna westchnął
ciężko, po czym schował paczkę z powrotem do kieszeni. – Nie wiem, czy to jest
ważne – odparł po chwili, marszcząc czoło – ale dałem mu namiar na taką jedną…
panienkę… prostytutkę. Często się wymienialiśmy tymi… namiarami.
- A mógłby pan nam coś więcej powiedzieć
o tych namiarach? – dopytywała się
Jessica.
- Znalazłem ogłoszenie w Internecie i
dość fajnie wyglądało. Ale nie wiem, czy Mark z niego skorzystał.
-Moglibyśmy prosić o adres tej strony?
- Nie pamiętam, ale powinienem mieć w
historii na komputerze.
- W takim razie umówmy się tak – rzekła
do niego. – Jeśli pan znajdzie ten adres i ewentualnie gdyby pan sobie coś
przypomniał, to proszę pilnie o kontakt. Tu jest moja wizytówka.
- Dobrze – odparł, biorąc od niej małą,
białą karteczkę. Pożegnał się i wyszedł z pomieszczenia.
- Trzeba będzie sprawdzić tego Torres ‘a
– oznajmił Johnny, spoglądając na Jessicę.
- Dobra, ale najpierw powiem naszej
ekipie, aby sprawdzili bilingi z telefonu ofiary. Musimy sprawdzić, czy dzwonił
do tej prostytutki. – Jessica przybliżyła swoje krzesło do swojego biurka, po
czym wyszła z pomieszczenia.
***
Postanowili, że jutro pojadą do Fernanda
Torresa, aby z nim porozmawiać. Było już dość późno, więc nie chcieli o tej
porze wkraczać do mieszkania, wiedząc po zeznaniach wspólnika, że mężczyzna
miał dziecko. Przed wyjściem z komisariatu, powiedzieli swoim asystentom, aby
cały czas namierzali samochód ofiary oraz sprawdzili bilingi rozmów. Ich ekipa
oznajmiła, że zadzwonią do nich, jak tylko coś będą wiedzieć.
Johnny i Jessica chcieli wykorzystać ten
wolny czas, spędzając go razem. Udali się więc do lokum jego partnerki,
albowiem znajdował się bliżej komisariatu. Gdy tylko zamknęli drzwi mieszkania,
ich ręce już wiedziały, co mają robić. Nie chcieli tracić czasu. Ich usta
złączyły się w namiętnym pocałunku i małymi kroczkami podążali w stronę
sypialni. Nim przenieśli się na łóżko, Johnny zwinnym ruchem zdjął ramiączka
jej biustonosza i pozbył się materiału. Zawinęła ręce wokół jego szyi i westchnęła,
gdy tylko dotknął jej piersi. Opadli na posłanie, rozkoszując się każdym
westchnięciem, które sprawiało im przyjemne dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
Dotykali się, całowali, byli blisko siebie.
Po dłuższej chwili, Johnny opadł na
poduszki, oddychając głęboko. Słyszał także szybkie bicie serca Jessici.
- To było niesamowite, wiesz o tym? –
odezwała się.
- Wiem – potwierdził, po czym przekręcił
głowę w lewą stronę, by na nią spojrzeć. Jessica także na niego popatrzyła,
uśmiechając się. Złapał ją za rękę i zaczął bawić się jej dłonią, dotykając po
kolei każdy jej palec. – Muszę zadzwonić – oznajmił jej po chwili. Wstał i
ubrał na siebie bokserki, po czym szukał swoich spodni. Znalazł je w progu i
wyciągnął z kieszeni komórkę. Ukradkiem spoglądał, jak Jessica zakładała swoją
bieliznę, a następnie udaje się do łazienki. Johnny stanął koło okna, patrząc
na rozświetlone miasto i, podziwiając piękne drapacze chmur. Wybrał numer
swojej matki i przyłożył telefon do ucha. Obiecał, że do niej zadzwoni, gdy
tylko znajdzie czas. Po trzech sygnałach, usłyszał w słuchawce głos swojej rodzicielki.
– Cześć, mamo – przywitał się.
- Johnny? Cześć, synku. – Wyczuł w jej
głosie radość.
- Przepraszam, że tak późno dzwonię, ale…
- Nie tłumacz się – przerwała mu. –
Ważne, że znalazłeś czas, aby zadzwonić do starej matki.
- Wczoraj mówiłaś, że nie jesteś taka
stara – rzekł rozbawionym głosem, na co jego matka zaśmiała się. – Co słychać?
- Po staremu. Poszłam dzisiaj na cmentarz
do ojca, odwiedziłam sąsiadkę Rachel, bo miała dzisiaj czterdzieste piąte
urodziny, a potem siedziałam w domu. A u ciebie w porządku?
- Tak. Mam trochę pracy. Prowadzę
śledztwo zabitego mężczyzny.
- Uważaj proszę na siebie, dobrze?
- Zawsze – odparł. – Kathleen się
odzywała?
- Była u mnie, godzinę po tym, jak
pojechałeś. Odwiedziła także grób ojca. Poleciała dzisiaj rano.
- Czyli znów straciłem szansę jej
zobaczenia?
Nigdy nie miał szczęścia, aby wreszcie
mógł zobaczyć swoją młodszą siostrę. Studiowała na piątym roku prawa, w
Stanford w Californii. Bardzo rzadko się z nią widywał. Ostatnio widział ją na
początku września. Teraz miał tą nadzieje, że zobaczy Kathleen w tegoroczne
święta.
- Kazała cię bardzo mocno ucałować – oznajmiła.
– Tylko nie wiem, jak to zrobić.
- Odwiedzę cię, jak tylko zakończę tą
sprawę – obiecał. – Kończę, mamo, jest już późno. Połóż się.
- Dobranoc, synu – odparła. – Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham.
Zakończył szybko rozmowę i spojrzał na
ciemne niebo, na którym świeciły jasno gwiazdy oraz sierp księżyca. Po chwili
poczuł na swoich ramionach dłonie Jessici. Odwrócił się do niej, uśmiechając
się lekko. Ręką odgarnął jej włosy z czoła. Chciał zadać swojej partnerce
pytanie, czy miał się już zbierać do domu, lecz ona ujęła jego wolną dłoń i
poprowadziła w stronę łóżka. Johnny odłożył telefon na niewielką komodę i
wkroczył na czworaka na posłanie, podziwiając półnagie ciało Jessici, która siedziała
oparta na poduszkach. Dłonią dotykał jej talii, a po chwili przywarł ustami do
jej warg. Wiedział teraz, że kobieta pragnęła, aby został u niej na noc.
~*~
*nie sądziłam, że naprawdę istnieje
piłkarz o takim samym imieniu i nazwisku. Był to zwykły przypadek. Pisałam ten
rozdział jeszcze przed meczami Euro 2012 ^^
Tak, jestem zadowolona z tego postu:) Lubię początek tego rozdziału oraz koniec, gdzie Johnny rozmowa z matką:) A co w sądzicie?
Dla Beartice :* Za to, że poświęca czas na moje skromne opowiadanie:*
Całuję:**
Przeczytałam ^^.
OdpowiedzUsuńNoo, robisz postępy ^^. Coraz więcej opisów i wychodzą ci coraz lepiej, coraz bardziej książkowo ^^. Szczególnie dobry był początek rozdziału, opisałaś to miejsce naprawdę wiarygodnie, choć może odrobinę brakowało mi emocji Johnny'ego. No, ale pojawia się coraz więcej niewiadomych w sprawie oraz nowi podejrzani, ciekawa jestem, jak to się zakończy, choć po tylu latach oglądania W11, poważnie wątpię, aby trafili już przy pierwszym podejrzanym.
Ładnie wyszła ci też scena w mieszkaniu Jessiki (jak już wspominałam u siebie, nie do końca wiadomo, jak odmieniać to imię, bo w sumie każdy robi to inaczej ^^), fajnie, że Johnny jest tak blisko ze swoją partnerką z pracy, choć ciekawe, czy jest to miłość tylko cielesna, czy kryją się za tym też jakieś głębsze uczucia.
Ogólnie, podobało mi się ;). Jestem ciekawa ciągu dalszego, dużo masz na zapas? Bo z tego, co twierdzisz, już dawno napisałaś tą notkę ^^.
Aha, i znalazłam dwa drobne błędy na początku:
"Jasny korytarz, którym podążali, emanował strasznym zimnem i nieprzyjemnymi zapachami, czując w nozdrzach różne chemikalia." - zły szyk, czytając, przez chwilę nie wiedziałam, o co chodzi; korytarz czuł różne chemikalia?
Może lepiej tak?
"Jasny korytarz, którym podążali, czując w nozdrzach różne chemikalia, emanował strasznym zimnem i nieprzyjemnymi zapachami.
Drugie:
"Biło od tego miejsca zimny dreszcz, który przeszywał się wzdłuż kręgosłupa."
Dreszcz nie może bić od jakiegoś miejsca, dreszcz po prostu można poczuć ;).
Może tak?
"Bił od tego miejsca pewien chłód, który, przesuwając się wzdłuż kręgosłupa, wywoływał dreszcze".
Wybacz mi te korekty, nie mogłam się powstrzymać ;). Możliwe, że było coś jeszcze, ale to pamiętałam najlepiej i dlatego postanowiłam ci napisać, bo mi się rzuciły w oczy.
Dziękuję Ci za opinię;**
UsuńCieszę się, że w jakimś tam stopniu, podobają Ci się moje opisy, które dla mnie stają się ogromnym problemem, dlatego wolę dialogi:)
Nie koniecznie tak się dzieje. Czasami zdarzały się odcinki W11, że pierwszy podejrzany stawał się sprawcą. Lecz jak było w tej kwestii? Milczę zawzięcie:)
Jeśli chodzi o ich związek, to także milczę:) Wszystko okażę się w najbliższych rozdziałach:)
Tą sprawę mam już zakończoną i jestem już w trzeciej sprawie, na ósmym rozdziale, który na razie stoi, bo nie mam teraz zbytnio czasu, chociaż pisałam już dalszy ciąg na kartkach, kiedy nudziłam się na praktykach:) Myślę, że za niedługo coś ruszę na przód :)
I dzięki za wyłapanie błędów. Poprawiłam je:)
Pozdrawiam:*
Ja mam dokładnie na odwrót; dla mnie ogromnym problemem są dialogi, zaś opisy przychodza mi zupełnie naturalnie ^^.
UsuńNo, bywały takie odcinki, aczkolwiek dość rzadko ;). Oglądam już dobrych kilka lat (żałuję tylko, że przez jakieś pół roku puszczają powtórki, nawet teraz od listopada już lecą stare odcinki, a gdzie tam do przerwy świątecznej? Nowe pewnie w lutym będą dopiero...).
Ale i tak masz całkiem spore zapasy, więc nawet się nie musisz aż tak bardzo martwić, że nie masz weny lub czasu, gorzej, jakbyś nic nie miała w zapasie ;).
Mam nadzieję, że się nie gniewasz o te błędy ;). Ale ogólnie, i tak ci coraz lepiej idzie, i z tym opowiadaniem, i z Astorią. Tylko opisów jeszcze więcej i będzie git ^^.
Wiem o tym doskonale i bardzo Ci zazdroszczę, że potrafisz tak opisywać. Masz może jakąś radę na to?:)
UsuńNie gniewam się, skądże:) Dziękuję Ci za to, że mi je wyłapałaś;) Tutaj z opisami będzie trudno, ale myślę, że na Astorii i Scorpiusie sobie jakoś radzę:)
Mi po prostu to przychodzi naturalnie ^^. Bardzo lubię wdawać się w wywody na temat emocji postaci poza tym ogólnie lubię pisać o Evelyn. Za to z dialogami mam duże problemy i wychodzą drewniane, bo nie umiem się wczuć w rozmowy postaci tak dobrze, jak wczuwam się w ich przemyślenia.
UsuńTobie znowu dobrze wychodzą dialogi i masz ich dużo, opisów czasem czuję pewien niedosyt, choć widzę, że się starasz i wrzucasz ich więcej ^^.
Na tym blogu bardzo się staram, bo jednak jakoś to mi nie wychodzi;) Ale myślę, że na Astorii i Scorpiusie idzie mi nieco lepiej:)
UsuńU Ciebie dialogi wychodzą dobrze, nie są drętwe. Czasami rzeczywiście także czuje niedosyt u Ciebie jakoś z dialogami, ale nie przejmuję się tym, bo bardzo świetnie opisujesz i przedstawiasz te uczucia;)
Wątpię, aby ten podejrzany mężczyzna był sprawcą. ;) Jakoś wydaje mi się to zbyt oczywiste, a w W11 wszyscy sprawcy byli dla mnie wielkim zaskoczeniem. To nie może być on ^^
OdpowiedzUsuńPoczątek rzeczywiście wyszedł ci bardzo dobrze :) Podobały mi się opisy miejsca. No i jeszcze scena końcowa, gdzie Johnny był u Jessici :D Z całego serca kibicuję temu związkowi. :)
Ale udało ci się trafić z tym Fernando Torres'em xd. Kiedy na początku o nim przeczytałam to zaczęłam się zastanawiać czy chodziło ci o tego piłkarza, ale zaraz potem zjechałam do gwiazdki, aby przeczytać wytłumaczenie i aż się uśmiechnęłam ;)
Ściskam,
Tak, zawsze sprawca wychodzi dopiero na samym końcu, ale czasami tak nie jest, czasami pierwszy podejrzany był sprawcą (nawet zdarzyło się to w W11). Ale jak tu było, no nie zdziwi cię, jak powiem, że milczę;)
UsuńTak, mnie też to wszystko zaskoczyło^^ Gdy zobaczyłam w gazecie tego piłkarza, a przede wszystkim jak się nazywa, to nie mogłam w to uwierzyć, że to mój epizodyczny bohater z Tajemnic:)
Dziękuję Ci za opinię:**
Pozdrawiam:*
Tak samo, jak osoby komentujące przede mną, wątpię, żeby sprawcą okazał się podejrzany z tego rozdziału. Rzadko się to zdarza w serialach kryminalnych, które oglądam (najlepszy według mnie to "Castle", od którego zdążyłam się już praktycznie uzależnić). Z drugiej strony jednak, tym bardziej zaskakujące mogłoby być zakończenie sprawy - gdyby pierwszy z podejrzanych najpierw został oczyszczony z zarzutów, a potem, na samym końcu, okazał się jednak zabójcą. W końcu każdy, kto ogląda seriale kryminalne albo czyta książki o tej tematyce, spodziewa się raczej, że winnym przestępstwa okaże się ktoś ukazany dopiero pod koniec. Nie wiem, jaki Ty masz pomysł na przedstawienie sprawcy - mam nadzieję, że coś namieszasz w rozdziałach, tak, że będzie się trudno domyślić, kto rzeczywiście jest mordercą - ale na razie mogę jedynie czekać na kolejny rozdział, z którego dowiem się czegoś więcej na temat Torresa. Swoją drogą całkiem ciekawy zbieg okoliczności, że jedna z postaci Twojego opowiadania nosi imię i nazwisko piłkarza. W sumie jest on dosyć znany, więc może po prostu kiedyś usłyszałaś o nim i podświadomie zapamiętałaś, jak się nazywa, a potem przypadkowo wykorzystałaś to w opowiadaniu. W sumie takie rzeczy się czasem zdarzają. W każdym razie, kiedy natknęłam się na imię i nazwisko hiszpańskiego piłkarza w Twoim opowiadaniu, trochę się zdziwiłam, że wykorzystujesz postać znanej osoby jako podejrzanego. Dopiero potem przeczytałam gwiazdkę na końcu rozdziału.
OdpowiedzUsuńW sumie rozmowa Johny'ego z jego mamą wydała mi się smutna. Niby zadzwonił, żeby chwilę porozmawiać, ale tak naprawdę rozmawiali tylko chwilę, bardzo krótko. Jeśli tak wyglądają ich wszystkie rozmowy, to matka Johny'ego musi się czuć naprawdę samotna.
Pozdrawiam.
Tak, sprawca zawsze się okazuje kimś zupełnie innym, lecz to różnie bywa:) Ale jak jest tutaj, to nie zdradzę;)
UsuńNie sądzę, abym pamiętała tego piłkarza, ponieważ nie mam pamięci do tego, a piłką zbytnio się nie interesuję :)Po prostu blogowa koleżanka podsunęła mi hiszpańskie imię, a ja dopasowałam do niego nazwisko. No i tak wyszło^^
Johnny zakończył rozmowę, bo była dość późna pora. A jak obiecał, po zakończeniu sprawy zjawi się w domu rodzicielki;)
Dziękuję za opinię;**
Pozdrawiam:*
No, coraz lepiej Ci idzie jeśli chodzi o te opisy, świat przedstawiony i przeżycia bohaterów :) Nic tylko pochwalić ten postęp! :)
OdpowiedzUsuńTrochę dziwnie przeszłaś od sceny łóżkowej do telefony Johny'ego. Co, dorosły facet po udanym seksie dzwoni nagle do mamusi? Wyskoczyłaś z tym tak z nienacka, że początkowo myślałam, że przeoczyłam jakiś fragment (co, przyznaję, czasami mi się zdarza), ale nie. Tak więc to było dziwne...
Również nie sądzę, żeby Torres był podejrzanym. Zasada nr 1 wszystkich seriali kriminalnych (opowiadań zwykle też): pierwszy podejrzany nie jest sprawcą! :D
O proszę, w tym rozdziale zostały wzięte w pewien sposób wszystkie moje przypuszczenia... No, większość. Hyhyhy, jestę detektywę?
Błędy, bo trochę ich było, aczkolwiek jak czytałam za peirwszym razem było ich chyba nieco więcej (byłabym pierwsza, ale po przeczytaniu i napisaniu komentarza zresetował mi się komputer i już straciłam chęci na pisanie tego od nowa xD):
Stanęli przy wielkich, metalowych drzwi - drzwiach
Bił od tego miejsca pewien chłód, który, przesuwający się wzdłuż kręgosłupa, wywoływał dreszcze. - przesuwający się chłód? może bardziej przeszywający chłód (odpuśćmy sobie ten kręgosłup), wywoływał dreszcze?
Mark ‘a Bering ‘a. - bez apostrofów. Apostrofy tylko gdy imię czy nazwisko kończy się na samogłoskę, ale i od tego są jakieś wyjątki. W każdym razie tutaj zwyczajnie: Marka Beringa.
Zamknął akta, wytrzepał ręce i usta z lukru, - lukier nie jest raczej czymś, co można strzepnąć, on się klei, więc raczej "wytarł", ale tutaj się czepiam
nie trzeźwy - nietrzeźwy.
Pozdrawiam :)
No może to dziwacznie wyglądało, ale dodałam tą scenkę z telefonem do jego matki, bo nie chciałam, aby Johnny o niej zapomniał. I w sumie obiecał, że do niej za dzwoni:)
UsuńOj tak, zawsze pierwszy nie jest podejrzany, choć zdarzają się wyjątki:) Dlatego też dziwię się, że nikt nie wyłapał drugiego podejrzanego z tej rozmowy ze wspólnikiem. Może ja coś źle przedstawiłam?
Dziękuję za wyłapanie błędów;) No i za tak piękną, niezwykłą opinię;*
Pozdrawiam:*
Nie ma za co :D
UsuńNo tak, ale te okoliczności telefonowania jakoś nijak mi do siebie pasowały. Jakby zadzwonił rano to już by było łatwiejsze w odbiorze dla mnie xD I tak było późno, więc nawet mógłby się wymigać dobrym wychowaniem xD
To już Twoje zdanie, kochana, i bardzo się z nim liczę;) Jednak na rano zostawiłam coś innego;)
UsuńHmm, zaczyna się robić ciekawie nie powiem. Rozdział przeczytałam już dawno, ale dopiero teraz mam okazję dodać komentarz. Widać, że lubisz i umiesz pisać opowiadania kryminalne.W ostatnim czasie to jeden z lepszych blogów tego typu, jaki czytałam...
OdpowiedzUsuńDziękuję;*
UsuńJest mi niezmiernie miło^^
Lubić, to bardzo lubię pisać takie opowiadanie, ale czy umiem... no tu muszę dać znak zapytania, jeśli chodzi o mnie;)
Pozdrawiam:*
Och jej! Rozdział z dedykacją dla mnie! Dziękuję Ci bardzo, moja droga. To bardzo miłe :) Przykro mi tylko, że tyle czasu zajęło mi, nim tutaj dotarłam. Już nawet jest następny rozdział.
OdpowiedzUsuńMnie rozbawiła scena z Billy'm jedzącym w prosektorium. Ale patolodzy mają podobną mniejszą wrażliwość na takie rzeczy i naprawdę im to nie przeszkadza. Brrr... Nie to, że jakoś ja szczególnie wrażliwa jestem, ale jedzenie czegokolwiek nad zwłokami nie jest szczytem moich marzeń. Acz scena wyszła Ci fajnie.