sobota, 15 grudnia 2012

II. Spotkanie ze śmiercią: 4. Latynos




„Pieniądze są jak ra­ki - roz­pełzają się na wszys­tkie strony.”
- Fiodor Dostojewski 





24 października 2011 rok. Poniedziałek.
Johnny‘ego obudziły promienie słoneczne. Westchnął zniesmaczony, gardząc tym, że pogoda raczej przypominała wiosnę, a nie jesień. Usiadł na posłaniu i zorientował się, że Jessici nie było już w łóżku. Usłyszał jednak za drzwiami sypialni dźwięk talerzy oraz jej głos, jakby rozmawiała z kimś przez telefon.  
Powoli zaczął się ubierać. Rozglądał się po pomieszczeniu, szukając swojej błękitnej koszuli, lecz nigdzie nie mógł jej znaleźć. Gdy wyszedł z pokoju i spojrzał na Jessicę, zauważył swoją zgubę. Miała na sobie jego koszulę… tylko jego koszulę. Nakładała na talerze kanapki z wędliną oraz pomidorem, jednocześnie trzymając słuchawkę pomiędzy uchem a ramieniem. Domyślił się, że rozmawiała z matką, bo ciągle słyszał, jak Jessica powtarzała, że będzie na siebie uważać i, że bardzo ją kocha. Był pewny, że jego partnerka poszła za jego śladem, kiedy on zadzwonił do swojej rodzicielki.  
Kiedy zakończyła rozmowę i położyła białą słuchawkę na blat koło kuchenki, podszedł do niej, po czym objął ją z tyłu w pasie, całując jej szyję. Jessica uśmiechnęła się i ujęła jego ręce w swoje. Odwróciła się do niego, aby delikatnie pocałować go w usta.
- Bardzo ci do twarzy w mojej koszuli – uśmiechnął się. – Ale niestety będziesz zmuszona ją ściągnąć.
- No to… na co czekasz – rzekła figlarnie, kładąc swoje dłonie na jego torsie. Lekko wzdrygnął, czując jej dotyk na swojej skórze.  
Johnny zaczął rozpinać guziki powoli, zastanawiając się, czy dobrze zrobi, pozbywając się rzeczy. Lecz gdy tylko doszedł do końca, zauważył, że jednak miała na sobie koronkową, czarną bieliznę. Ściągnął z jej ramion koszulę i założył ją na siebie. Poczuł od razu na ubraniu zapach jego przyjaciółki. Jessica wzięła talerz z kanapkami i położyła na stół.
- Pójdę się ubrać – oznajmiła, po czym skierowała się do wyjścia.
- Jessica, zaczekaj chwilkę – rzekł, na co stanęła i odwróciła się do niego. Johnny milczał, ciągle się jej przyglądając.
- Co jest? – zapytała zdezorientowana, widząc, jak jej partner nic nie mówi.
- Nic – odparł. – Chciałem tylko jeszcze na ciebie spojrzeć, zanim coś założysz – uśmiechnął się. Jessica jedynie popukała palcem w głowę, dając mu do zrozumienia, że jest wariatem.     



***


Kiedy zjedli śniadanie, nie pojechali na komisariat tylko prosto na osiedle Green Street, gdzie mieszkał ich pierwszy podejrzany. Dzielnica wyglądała na bardzo ponurą, gdzie głównym lokatorem była nędza. Weszli na podwórko do jednej z kamienic, widząc trzypiętrowe mieszkania. U góry dostrzegli przymocowane do barierek sznurki, a na nim znajdowały się uprane ubrania. Komisarze szli schodami, wchodząc na drugie piętro. Ominęli dwóch Latynosów, którzy przyglądali się im z uwagą. Zaczęliby z nimi z pewnością bijatykę, widząc, że na ich teren wkroczyli biali ludzie, lecz niewykluczone było, że kiedy dostrzegli ich odznaki na szyi, wycofali się. Rasizm na terenach Nowego Jorku czy nawet w innych stanach było normalnością, a policja ciągle miała trudności z takimi gangami. A to ich wsadzano do aresztu, a to wypuszczano, i tak na okrągło.
Gdy dotarli do mieszkania numer dwadzieścia, w którym mieszkał Fernando Torres, dochodziły straszne hałasy. Johnny natychmiast zapukał głośno w drzwi.  Po chwili w progu stanęła młoda Latynoska o bujnych, czarnych włosach. Miała zapłakane, niebieskie oczy oraz cała była roztrzęsiona.
- O co chodzi? – spytała zdenerwowana kobieta z hiszpańskim akcentem.
- Jesteśmy z policji i szukamy Fernanda Torresa – oznajmił Johnny.
- Błagam, pomóżcie mu, to mój mąż! – wykrzyknęła nagle rozpaczliwie. – Oni wszystko nam zabiorą!
Johnny i Jessica wyminęli szybko kobietę, wkraczając do niewielkiego mieszkania, który składał się z kuchni, pokoju i prawdopodobnie łazienki, bo dostrzegli drzwi, które wstawione były naprzeciw wejścia. Zauważyli także w łóżeczku malutkie, płaczące dziecko, trzymające się na szprychy. Zobaczyli, jak jeden Latynos o czarnych włosach i chudej posturze, kłócił się z dwoma innymi, napakowanymi mięśniakami, którzy mieli na sobie skurzane krótki oraz ciemne okulary.
- Policja! – wykrzyknął Johnny. – Co się tu dzieje?!
- Do piątku masz oddać kasę! – warknął jeden z mięśniaków, który trzymał w ręce duży plik dolarów. Zaczęli opuszczać mieszkanie podejrzanego.
- A ja sobie z wami wyjdę i pokażecie mi dokumenty – powiedział komisarz, wychodząc z nimi na zewnątrz.
- Grozili panu? – zapytała Jessica. Ukradkiem zobaczyła, jak żona Fernanda Torresa  bierze na ręce dziecko i starała się go teraz uspokoić. – O co poszło?
- Pożyczyłem od nich pieniądze – odparł Latynos z wyraźnym hiszpańskim akcentem. – Ale spłacę im wszystko.
- Prowadzimy śledztwo w sprawie zabójstwa Marka Bergina – przeszła od razu do rzeczy.
- Bergin – powiedział, a Jessica od razu wyczuła w jego głosie, że doskonale wiedział o kim mowa. – A mówią, że złego diabli nie biorą.
- Co pan robił w piątek wieczorem? – spytała, a w tym czasie dołączył do niej Johnny.
- W piątek wieczorem? – zamyślił się. – Tutaj byłem. Z żoną i dzieckiem – odparł po chwili. – Chyba nie myślicie, że to ja go zabiłem?
- Ale podobno miał pan z nim konflikt? – odezwał się Johnny.
- Facet mnie zwolnił, o kradzież oskarżył – zbulwersował się. – Ja mam chore dziecko. Błagałem gościa, żeby mnie nie zwalniał. Potrzebowałem pieniędzy na operację Pabla.
- Najpierw było błaganie, tak? – rzekł Johnny, po czym wyjął z kieszeni spodni kartkę z pogróżką i rozwinął ją. – A potem co? Szantaż? Groźby? A ten list?
- To nie ja wysyłałem! – zaprzeczył. – Dajcie mi święty spokój! To nie ja!



***

 
- Facet ma motyw, a to alibi, które daje mu żona, to żadne alibi – odezwał się do Jessici, kiedy wyszli z kamienicy, kierując się w stronę auta. – Powinniśmy go zgarnąć. Czemu tego nie chciałaś zrobić?
- Powiedziałam wczoraj Dianie, aby sprawdziła tego Latynosa – oznajmiła. – Musimy najpierw się przekonać z kim mamy do czynienia.
- Skoro tak uważasz – poddał się.
Otworzyła drzwi Passata i wyciągnęła z niego krótkofalówkę, po czym połączyła się z ich asystentką.
- Cześć, Diano, i co, sprawdziłaś tego Torresa? – spytała ją.
- Tak – odezwała się. – Nie był karany, ale ustaliłam, że parę dni temu był przelew na jego konto z konta ofiary. Równe dwa tysiące dolarów. – Jessica pożegnała się z nią, odkładając z powrotem do samochodu krótkofalówkę.
- Dwa tysiące dolarów – zaśmiał się Johnny. – To tyle, ile dał swoim kolesiom.
- Nie kupuje tego, aby Bergin przelał Torresowi tyle pieniędzy w prezencie – powiedziała, gdy skierowali się z powrotem do kamienicy, aby aresztować Latynosa. – To musiał być jakiś szantaż. Tylko, co takiego Torres miał na niego?
- Zaraz się dowiemy – orzekł Johnny.
Kiedy dotarli na drugie piętro, zauważyli, jak dym unosił się z mieszkania Torres ’a. Szybko weszli do środka. Mężczyzna stał z dzieckiem, które płakało, a kobieta paliła coś koło kuchenki gazowej. Johnny natychmiast wyprowadził Torres ‘a i jego syna z mieszkania.
- Co pani robi? – Jessica wzięła od niej zdjęcia, które chciała spalić, i zgasiła pożar, dając fotografie pod kran. Zobaczyła na nich denata z paroma prostytutkami. Czyli rzeczywiście wspólnik Bergina mówił prawdę, Torres miał coś na swojego byłego szefa. Wzięła kobietę pod ramię i wyprowadziła ją z pomieszczenia. – Zwariowaliście, czy co? Przy dziecku? 
 - Błagam, mąż jest nie winny. On nikogo by nie zabił! – rzekła rozpaczliwie kobieta, broniąc swojego męża.
- Panie Torres, i nadal pan twierdzi, że nie szantażował pana Bergina? A te zdjęcia? – zapytał Johnny, kiedy jego partnera dała mu fotografie, aby mógł je zobaczyć.
- Dajcie mi święty spokój – powiedział Torres. – Nie róbcie ze mnie zabójcy.
- Dobra, niech pani weźmie dziecko od męża – zwrócił się do kobiety. – Jedziemy na komisariat.
- Nie! Błagam! – broniła go żona, trzymając już na rękach malucha. – Nie zabierajcie go, on nikogo nie zabił! Co z naszym synem? Błagam was, on cały czas był w domu! Przysięgam! On nikogo by nie zabił!
- Jak wyjaśnimy sprawę, to mąż wróci do domu, gdy okaże się niewinny – rzekła Jessica. – Na razie musimy go zabrać.
 

***
 

Kiedy podjechali pod komisariat, podeszli do nich dwóch umundurowanych policjantów. Przekazali im Fernanda Torresa, aby zabrali go do sali przesłuchań.
- Jessica – zawołał ktoś niedaleko.
Odwrócili się, a w ich stronę szedł w średnim wieku mężczyzna. Miał jasne włosy, był dobrze zbudowany oraz elegancki, mając na sobie garnitur w kolorze khaki. Uśmiechnął się do Jessici, która także promieniała na jego widok. Podszedł do niej i mocno uściskał, a potem pocałował lekko w policzek. Johnny zaniepokoił się nieco tą sytuacją. Czyżby poczuł zazdrość? „Może tylko odrobinkę” – pomyślał w duchu.  
- Derek, co to robisz? – spytała zaskoczona.
- Przyleciałem w interesach do Nowego Jorku i pomyślałem sobie, że cię odwiedzę. Nie było cię w mieszkaniu, więc domyśliłem się, że będziesz tutaj. Nie przedstawisz mnie? – odezwał się, przyglądając się teraz Johnny ‘emu.
- Ach, tak – oprzytomniała. – Derek, to jest mój parter Johnny. Johnny – zwróciła się teraz do niego. – To jest mój starszy brat, Derek.
- Miło mi – odezwał się Johnny, podając mu dłoń. Mógł przyznać, że odetchnął z ulgą, kiedy dowiedział się, że to był jej brat. Przyglądając mu się teraz bardziej uważnie, zauważył duże podobieństwo. Te same niebieskie oczy, te same rysy twarzy.
- Mi także – odparł Derek. – Jessica, to jest twój parter zawodowy czy prywatny? – wyczuł w jego głosie radość.
- Derek – skarciła go, dając mu kuksańca w bok.
- Żartowałem – zaśmiał się, podnosząc ręce na znak poddania.
- To ja was zostawię – odparł Johnny. – Idę przesłuchać tego Latynosa – zwrócił się do Jessici, po czym skierował się w stronę komisariatu.
- Zaraz do ciebie dołączę! – zawołała.
- Nie musisz się spieszyć – odrzekł, wchodząc już do głównego holu na komisariacie. 


~*~

Skorzystałam z tego, że wszystkie rozdziały mam zapisane u siebie w telefonie, połączyłam się do laptopa siostry i dodałam w terminie rozdział. Tak, to się nazywa szczęście:) 

Chcę też przeprosić za błędy, nie miałam zbytnio czasu, aby przejrzeć rozdział. Nie pogniewam się, jeśli mi je wypiszecie.  

Wiem też, że mam zaległości u Was. Bardzo za to przepraszam. Mój komputer już chyba kompletnie się na mnie obraził, więc pewnie będę musiała poczekać na nowego laptopa.

Następny rozdział w rocznice bloga - 30 grudnia. Jeśli nie będzie końca świata, to notka prawdopodobnie się pojawi^^ No i życzę Wesołych Świąt:*

Całuję, Dusia  


 

10 komentarzy:

  1. O, brat Jessici ^^ Jak tylko się pojawił tak czułam, że to ktoś z rodzinki. Fajnie, że wprowadzasz takie elementy :) Ale Johnny miał okazję poczuć się zazdrosny, czyli zdać sobie sprawę, że Jessica to jednak ktoś więcej :) Aż mi przyszło do głowy, że jakby została ranna podczas jakiejś akcji to byłoby niefajnie a Johnny znowu by się obwiniał.
    To nie Torres, już mówiłam, że pierwszy podejrzany... xD Ale też jego żona wydaje się być mocno przekonująca, jakaś taka autentyczna jest :)
    Pozdrawiam i wesołych świąt! :D

    "trzy piętrowe" - trzypiętrowe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:*
      Ten element z bratem Jessici był spontaniczny, ale wyjdzie to chyba na dobre, bo jeszcze się Derek pojawi, lecz to w następnej, trzeciej sprawie. Ale niestety nie mam w planach zranienia Jessici, ale życie policjanta to ciągła walka z rzeczywistością.

      Pozdrawiam:*

      Usuń
  2. Nie, to nie może być Torres. Jakoś mi nie pasuje na przestępcę. Niby miał motyw i w ogóle, ale i tak sadzę, że to nie on. ^^
    Aż się przeraziłam, jak pojawił się Derek. Pomyślałam sobie "Co to za koleś?!", ale jak zaraz wyjaśniło się, że to jej brat, to odetchnęłam z ulgą :)
    Także życzę wesołych świąt :) I pozdrawiam cieplutko ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za opinię:*
      Wszystkie dylematy z tym, kto to mógł zrobić, będzie już w następnym rozdziale:)
      Tak, coś musiało się pojawić, aby Johnny 'ego trochę ukuło w tym serduchu^^

      Pozdrawiam:*

      Usuń
  3. osiedlę - osiedle
    nie winny - niewinny
    Rozdział był naprawdę dobry ^^. Ale się cieszę, że pracujesz nad opisami i dodajesz też jakieś fragmenty z prywatnego życia bohaterów. W ogóle podoba mi się pomysł, że Jessica i Johnny tak jakby są razem. Fajnie opisałaś ten ich wspólny poranek. Tak realistycznie ^^.
    Ja też myślę, że to nie ten Torres. Może tylko zdobył skądś te zdjęcia i szantażował tamtego, by zdobyć od niego jakąś kasę. Tamten pewnie nie chciał, by sprawa wyszła na jaw... Ale i tak jestem pewna, że to ktoś inny za wszystkim stoi.
    Jessica jak zwykle jest bardzo rzeczowa i w ogóle. Nawet ją lubię ^^. I podobała mi się też ta zazdrość Johnny'ego gdy pojawił się Derek, tak właśnie myślałam, że to okaże się ktoś z rodziny, ale tamten już musiał pewnie pomyśleć, że to jakiś jej facet albo coś ^^.
    Dialogów nadal jest dużo, ale jest ok ^^. Wspóczuję awarii kompa i mam nadzieję, że wkrótce do nas wrócisz ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:*
      Cieszę się, że rozdział podobał się. Tak, pracuje nad tymi opisami, lecz za bardzo jeszcze nie jestem zadowolona, ciągle te dialogi górują... ale jeszcze dużo przede mną w tym opowiadaniu, więc może się jakoś poprawię:)

      derek pojawił się spontanicznie, bo musiałam jakoś zakończyć rozdział, by przesłuchanie było w następnym rozdziale. Ale to wszystko dobrze poszło, bo mam plany co do brata Jessici, wszystko będzie to w ostatniej odsłonie. A Johnny 'emu przyda się trochę ukucia na sercuszku z powodu zazdrość^^ Widać, ze jednak Jessica nie jest mu obojętna:)

      Pozdrawiam:*

      Usuń
  4. Ja również jestem zdania, że to nie Torres okaże się zabójcą. To byłoby zbyt proste rozwiązanie. Chociaż całe zamieszanie z paleniem zdjęć mogło rzeczywiście skierować podejrzenia na niego.
    Podobają mi się fragmenty z życia prywatnego, które wplatasz w kolejne rozdziały. Dzięki temu sprawa morderstwa jest ciekawsza i przyjemniej się czyta. No i można dzięki temu lepiej poznać postać postać Johnna i Jessici.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, podejrzany już nie jest podejrzany^^ Wszystko wyjaśni się w następnym rozdziale i mogę powiedzieć, że dobrze kombinujecie. Tak, jesteście czujni^^

      Pozdrawiam:*

      P.S. Mam nadzieje, ze mi wybaczysz, ze trochę mi się przedłuży czytanie Twojego opowiadania. Przez awarię komputera zrobiłam sobie spore zaległości na blogach. Postaram się wszystko uporządkować.

      Usuń
  5. Obawiam się, że mnie nawet koniec świata nie uratuje przed sesją, więc na nowy rozdział z chęcią poczekam ;p

    Wyłapałam jeden błąd, ale merytoryczny. W zasadzie nie wiem nawet, czy to jest błąd. Małe pytanie, czy istnieją Latynosi o rudych włosach? o.O Jak dla mnie, oni mają dość specyficzną urodę - oliwkową skórę, ciemne oczy i włosy. Jeśli już byłaby jakaś ruda Latynoska, to raczej z małżeństwa z "normalnymi" ludźmi, znaczy białymi i pewnie wyglądałaby mniej latynosko. Raczej normalnie. No ale to mój pogląd.

    Fernando Torres to ulubiony piłkarz mojej przyjaciółki ;p

    Cóż, Torres wydaje się być mocno podejrzany, trudno określić, czy kłamie w żywe oczy, czy po prostu mówi jedynie część prawdy, no ale to zacieranie dowodów jest bardziej niż podejrzane. Ale jak Cię znam, jeszcze tak zakręcisz historię, że trudno będzie pod koniec domyśleć się, kto tak naprawdę zabił.

    Pozdrawiam.

    PS. Dziękuję za dedykację pod poprzednim rozdziałem i przepraszam, że się na nią spóźniłam ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście nie pomyślałam, ze przecież Latynosi zwykle mają czarne włosy. No chyba, że kobieta sobie pofarbowała włosy, ale dla spokoju mojego zmieniłam jej włosy, jest lepiej^^
      Z tym Torresem to ja trafiłam jakoś nie wiadomo jak^^ Nie znam się na piłkarzach, a jak zauważałam w gazecie to imię i nazwisko, zbladłam i zaczęłam się z siebie śmiać:D
      Dziękuję za opinie:*

      Pozdrawiam:*

      Usuń