„W życiu często zapominamy
o bliskich gdy pochłania nas wir innych "ważniejszych" niż
oni spraw, kłócimy się o błahe sprawy uważając,
że to my mamy rację. A gdy odchodzą, to żałujemy swoich działań. Czasami jest już niestety za późno.”
- AnaRosa
24
listopad 2011. Czwartek.
Johnny obudził się w ramionach Jessici, uśmiechnął
się, widząc ją obok siebie. To był znak, że wczorajsza noc nie była żadnym
snem, tylko prawdziwym wydarzeniem. Nawiedziły go wspomnienia, kiedy kochali
się całą noc, kiedy poznawał Jessicę z zupełnie innej strony. Otworzyła się
przed nim i z pasją opowiadała mu o swojej rodzinie, o swoim dzieciństwie.
Wygramolił się powoli z objęć blondynki,
aby jej nie obudzić. Do pracy mieli jeszcze trochę czasu, bo zauważył na swoim
zegarku, że dochodziła dopiero siódma, a na komisariacie mieli stawić się na
godzinę dziewiątą. Nałożył spodnie, po czym poszedł do kuchni, aby przygotować
śniadanie. Po raz pierwszy będzie miał okazje przyrządzić Jessice jajecznicę, zwykle
to ona go ubiegała i przygotowywała posiłek. Wziął z lodówki potrzebne składniki:
szynkę, cebulę oraz jajka; ułożył wszystko obok kuchenki, a potem sięgnął do
szafki po patelnie.
Aby być na bieżąco z wiadomościami,
włączył swój mały telewizor, który stał na blacie nieopodal lodówki. Pilotem
przełączył stację, w której prezentowali kolejny odcinek „Dr House ‘a”,
zostawiając na poranny program śniadaniowy. Przyciszył głos, by nie obudzić
swojej partnerki, i zajął się robieniem jajecznicy. Musiał przyznać, że nawet
nie pamiętał kiedy, mógł spokojnie przyrządzić sobie posiłek. Zwykle zamawiał coś
na wynos w drodze na komisariat, bo gdy tylko chciał coś zrobić do
jedzenia, zawsze musiała mu zadzwonić komórka z wiadomością o nowej sprawie. Dlatego
upajał się teraz tą chwilą, w której mógł spędzić w kuchni trochę czasu.
Ustawił talerze z jedzeniem na stole, po
czym zobaczył, że w progu stała uśmiechnięta Jessica, która miała na sobie
tylko jego niebieską koszulę, którą ściągnęła mu wczoraj z ramion. Podeszła do
niego i pocałowała go czule w usta, kładąc ręce na barkach czarnowłosego, który
pod wpływem dotyku kobiety, zadrżał lekko, czując przyjemny dreszczyk na skórze.
- Zrobiłem śniadanie – powiedział,
odsuwając dla niej krzesło, na które opadła, wciąż lustrując go miłym
uśmiechem, po czym usiadł naprzeciw niej.
- Nie sądziłam, że umiesz cokolwiek
gotować – odparła.
- Nie doceniasz mnie – zaśmiał się,
zaczynając jeść. Jessica poszła za jego przykładem i również skosztowała
odrobinkę. – I jak oceniasz moje kulinarne zdolności?
- Bardzo pyszne – uśmiechnęła się. – A
mogę wiedzieć, skąd wziąłeś składniki, bo z tego co pamiętam, wolisz coś
zamówić niż chodzić na zakupy?
- Wczoraj wróciłem od matki – wytłumaczył
się. – Wszystko mam od niej.
Johnny usłyszał, jak zaczynają się
wiadomości. Wziął pilota, który cały czas leżał na stole, i dał głośniej.
Jadł śniadanie, jednocześnie przyglądając się czarnowłosemu prezenterowi, który
rozpoczął informacją polityczną, a potem przekazywał relacje związane z wojną,
gdzie amerykańscy żołnierze walczyli w Afganistanie. Johnny zastanawiał się nad
tym, jak długo będzie trwała ta wojna. Jak długo rodziny tych żołnierzy będą
żyli w ciągłym strachu. Dziękował Bogu, że swoją szkołę przetrwania poznał w
Akademii Policyjnej i nie musiał odbywać służby wojskowej.
Wkrótce prezenter telewizyjny mówił o
wypadku samochodowym. Dwaj pijani kierowcy zderzyli się z ciężarówką na
autostradzie prowadzącej do Staten Islands*. Kierowca tira uszedł z życiem, lecz dwaj
młodzi nastolatkowe nie mieli takiego szczęścia. Zginęli, i to jeszcze własnym
kosztem. Czasami Johnny nie mógł pojąć tego, dlaczego dzisiejsza młodzież na
świecie zachowywała się nieodpowiedzialnie. Też był młody, robiło się mnóstwo
głupstw z kolegami, ale za nic nie wsiadłby za kierownicę, będąc pijanym.
- Właśnie
dostałem wiadomość, że z więzienia z Queens uciekł więzień. - Twarz prezentera znikła, a na jego miejsce pojawiło
się zdjęcie mężczyzny z jasną czupryną, który wyglądał na czterdziestolatka, a
na prawym policzku skazańca była widoczna niewielka szrama. Gdy Johnny zobaczył
twarz więźnia, jego widelec z brzękiem upadł na talerz. – Skazaniec jest niebezpieczny i ma przy sobie broń. Jeśli ktoś widział
tego mężczyznę, prosimy o bezzwłoczne zgłoszenie się na komisariat lub
zadzwonić pod numer widoczny na dole ekranu. – Zniknęło zdjęcie i z
powrotem pokazało się studio nagraniowe. – Teraz
dalsze wiadomości…
Johnny już nie słuchał prezentera.
Podszedł do telewizora, by go wyłączyć. Wziął głęboki oddech i wypuścił głośno
powietrze z ust. Jessica patrzyła na niego zdezorientowana.
- Kurwa mać! – przeklął głośno, waląc
pięściami o blat. – Jak to jest, Jess? – spojrzał na nią. – My ich łapiemy, a
ci strażnicy pozwalają im uciec?
Powrócił do stołu i położył swoje dłonie
na głowę, oddychając głęboko. Nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, że
szukają tego mordercę listem gończym.
- Czemu się tak denerwujesz? – zapytała
go zdziwiona. – Ty złapałeś tego drania?
- Jess, on został schwytany dziesięć lat
temu – oznajmił jej.
- Czyli chcesz mi powiedzieć – olśniło ją
po chwili – że ten uciekinier to… to… - urwała, nie mogąc wydusić z siebie słowa.
- Tak. – Wiedział doskonale, co chciała
mu oznajmić. – To on zabił mojego ojca.
Zapadła głucha cisza. Jessica nie mogła
także w to uwierzyć. Nie dziwiła się teraz, dlaczego Johnny tak zareagował na
wieść o ucieczce tego więźnia. Nie wiedziała co w danej chwili począć, tylko
jedna myśl wpadła jej do głowy. Wstała i usiadła mu na kolanach, po czym
przytuliła go do piersi. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to może być dla
niego trudne do przejęcia, że morderca jego ojca był na wolności.
- Złapią go – odparła, spoglądając w jego
czarne tęczówki.
- W to nie wątpię – odparł. – Ale jeśli
tego nie zrobią, osobiście się tym zajmę.
Wstał, stawiając Jessicę na równe nogi. Puste
talerze położył do zmywarki i próbował zamknąć drzwiczki, lecz jego ręce tak
się trzęsły, że zrobił to z wielkim trzaskiem. Wziął głęboki oddech,
wypuszczając powoli powietrze z ust.
- Johnny, nie możesz tak mówić – usłyszał
ją z tyłu. Odwrócił się do niej, patrząc prosto w brązowe oczy Jessici. –
Kierują tobą emocje, więc pozwól innym to zrobić.
- A co ty byś zrobiła na moim miejscu. Na
pewno nie siedziałabyś z założonymi rękoma.
- Masz racje, nie siedziałabym, ale nie
pomyślałeś o tym, że szef i tak nie da ci tej sprawy, że możesz być przez to
zawieszony.
Czarnowłosy mógł przyznać jej racje, ale
nie wiedziała jednej istotnej rzeczy. Ich szef, Mick Bollins, był tym, który
złapał mordercę jego ojca, Stevena Bobesicha. Dlatego postanowił w tej chwili
opowiedzieć kobiecie o wszystkim. Jessica pokręciła głową, na znak, że wysłucha
tego, co stało się z Jonathanem Brighem. Usiedli z powrotem przy stole, i po
jakimś czasie, zaczął opowiadać tą feralną historię.
- Zanim ojciec dostał widomość o napadzie
na supermarket, przygotowywał się wraz ze mną, siostrą i mamą na moje
zakończenie Szkoły Akademickiej. Kiedy mieliśmy już wychodzić, zadzwoniła
komórka ojca, a ja czułem, że będą go prosić, by jak najszybciej pojawił się na
miejscu. Jednak miałem tą nadzieje, że tym razem odpuści i powie im, że nie
będzie mógł przyjechać, ale nie zrobił tego, powiedział przez telefon, że zaraz
tam będzie. Ojciec widział, że jestem na niego zły, obiecał mi wtedy, że
jeszcze przyjdzie taki dzień, kiedy razem będziemy pracować. To były jego
ostatnie słowa, jakie od niego usłyszałem. – Zamilkł, lekko wypuszczając
powietrze z ust, po czym po chwili kontynuował: - Z tego co się dowiedziałem
później, ojciec i jego partner Nick, chcieli wejść do środka jako pomoc
medyczna. Bobesich zorientował się, że są policjantami, więc strzelił do nich.
Najpierw do mojego ojca, a potem do Nicka. Wtedy nasz szef wkroczył do akcji,
gdy zobaczył ich nieprzytomnych, strzelił w jego ramię, wytrącając broń sprawcy,
po czym szybko do niego podbiegł i skuł go w kajdanki. Zadzwonili po
karetkę, bo Bollins wyczuł puls u mojego ojca, lecz nie udało się go uratować,
zmarł w drodze do szpitala. Jego partner Nick zginął na miejscu. Nawet sobie
nie wyobrażasz, Jess, jak się czułem, kiedy dowiedziałem się, że mój ojciec nie
żyje. Byłem na siebie zły, ponieważ nie wybaczyłem mu tego, że zostawił mnie w
tak ważnym dniu. Nie miałem już okazji, aby go przeprosić.
Jessica patrzyła na niego ze
współczuciem. Ujęła jego rękę, po czym ponownie usiadła mu na kolanach i
przytuliła. Była mu wdzięczna, że wydusił z siebie tą sprawę z ojcem.
Podziwiała go za jego zimną krew, że nie uronił teraz żadnej łzy.
- Ale pogodziłem się już z tym – oznajmił
jej.
- Podziwiam ciebie za taką wytrwałość –
odparła, a Johnny uśmiechnął się lekko.
Spojrzał na zegarek, aby zobaczyć która aktualnie
była godzina. Dochodziła ósma, więc zdał sobie sprawę, że mają jeszcze godzinę
czasu. Nie chciał już myśleć o tej nieprzyjemnej sprawie, pragnął choć na
chwilę jeszcze pobyć ze swoją dziewczyną.
- Jess, mamy jeszcze troszkę czasu –
odparł zalotnie, po czym pogładził dłonią jej nagie nogi, a potem uda. –
Wykorzystajmy to.
Uśmiechnęła się, ponieważ zrozumiała jego
aluzje. Podniósł ją i posadził kobietę na stół. Pocałował namiętnie usta
Jessici, a jego dłonie powędrowały pod koszule, dotykając aksamitnej skóry
swojej partnerki, gładząc jej nagie plecy, talie, a potem dotarł do jej piersi.
Słyszał westchnięcia jasnowłosej, która lekko zaciskała paznokcie na jego plecach.
Wkrótce zaczął rozpinać koszulę, aby móc
wreszcie zobaczyć nagie ciało Jessici. Odchyliła głowę do tyłu, aby mógł
swobodnie wargami błądzić po szyi, obojczyku, schylając się coraz to niżej. Jessica,
pod wpływem tych pieszczot, jęknęła rozkosznie, zaciskając mocno swoje dłonie
na jego czarnej czuprynie.
Johnny chciał już ją zaprowadzić do sypialni,
gdy nagle usłyszał dźwięk telefonu, wydobywający się z wnętrza jego spodni.
Pocałował jeszcze dwa razy wargi blondynki, po czym wyjął komórkę i odebrał
połączenie.
- Słucham – odezwał się, patrząc cały
czas na Jessicę, która była niezadowolona, że Johnny musiał przerwać w tym
momencie.
- Brigh, macie sprawę – usłyszał głos
swojego szefa. – Jedzcie z Carter do szkoły George ‘a Washingtona. Wysyłam was,
ponieważ wiem, że chodziłeś do tej szkoły. Będziesz się tam odnajdywał.
- A co się tam stało? – spytał.
- Jakiegoś nauczyciela pobili, a także
ktoś zadzwonił do szkoły, że w budynku jest bomba. Snajperzy i technicy są już
w drodze. Byłbym zadowolony jakbyście i wy tam się znaleźli, jak najszybciej.
- Dobrze, szefie, zaraz tam będziemy –
obiecał, po czym zakończył rozmowę z inspektorem.
- Nie miał kiedy zadzwonić – westchnęła
zrezygnowana.
- Jeszcze to powtórzymy – odparł, całując
ją lekko w usta. – Teraz mamy sprawę. Ktoś pobił nauczyciela i zadzwonił do
szkoły z informacją o bombie.
- Ta młodzież nie ma nic do roboty –
rzekła rozjuszona, zeskakując ze stołu. – Mogę się założyć, że ten alarm to
tylko lipa.
- Zobaczymy, pani komisarz – zaśmiał się.
– A teraz proszę o zwrot mojej własności.
Nie czekając na ruch kobiety, zwinnym
ruchem ściągnął z jej ramion koszulę i pozostawił Jessicę zupełnie nagą.
Tak bardzo pragnął teraz z nią być. Pozwolił sobie jeszcze przyciągnąć ją do
siebie, aby chociaż na tą minutę dotknąć jej warg oraz ciała.
- Johnny, musimy się zbierać – westchnęła,
czując ciepły oddech Johnny ‘ego na swojej szyi. – Sam powiedziałeś, że jeszcze
to powtórzymy.
- Wiem, ale tak trudno mi się oprzeć –
zaśmiał się, na co Jessica odwzajemniła gest.
- Może lepiej będzie jak się już ubiorę.
~*~
*to dzielnica Nowego
Jorku.
I przebrnęliśmy przez ten rozdział. Mam nadzieje, że chociaż Wam się on podobał, bo ja to mam zawsze mieszane uczucia. Choć wiem, że ta notka jest dość ciekawsza od poprzedniej, dowiedzieliśmy się w końcu, który policjant wpadnie w kłopoty. I pewnie wszystkich zaskoczyłam tą sytuacją, ale możecie być pewni, że Johnny także będzie miał w tej sprawie dużo do powiedzenia.
Pozdrawiam serdecznie:*
Przeczytałam ;).
OdpowiedzUsuńFaktycznie, działo się tutaj więcej niż w poprzednim rozdziale, to nie ulega wątpliwości. I rozdział ten całkiem sporo wyjaśnia odnośnie tożsamości tego faceta z prologu. Ale nie wpadłabym na to, że to on zabił ojca Johnny'ego, i że może mu chodzić o kogoś innego niż ktoś z głównych bohaterów. Pewna byłam, że to będzie jednak Johnny. Ale element zaskoczenia był, i to mi się też podoba, bo lubię zaskakujące momenty w opowiadaniach.
Były też opisy, trochę przybliżyłaś poranek bohaterów. Johnny zrobił śniadanie, i bardzo dobrze, tak właśnie powinno być xD. Nie lubię leniwych facetów, co wszystko zrzucają na kobiety. Szkoda tylko, że jego przyjemne chwile z Jessicą zostały przerwane kolejnym zadaniem, ale w ich pracy tak to już jest, że w każdej chwili mogą otrzymać jakieś zadanie, i że czasem może być tak, jak w przypadku jego ojca, że to zadanie będzie ostatnim. Nie dziwię się wzburzeniu mężczyzny, na pewno jest wściekły, bo sprawa ojca w sumie od dawna go gnębiła.
Czyżby chodziło o tego nauczyciela z prologu? Hmm, ciekawe, co tam wymyślisz.
I w ogóle zauważyłaś, że coraz mniej krytykuję? Naprawdę żałuję, że wkrótce kończysz to opowiadanie :((.
Rzeczywiście mniej już krytykujesz, może to dlatego, że ja do serca biorę wszystkie rady i próbuje je zrealizować, a ty z pewnością przyczyniłaś się do tych zmian;)
UsuńI tak, chodzi o tego nauczyciela z Prologu ;) Dla Johnny 'ego będzie to bardzo osobista sprawa, ale to już wyjaśni się w kolejnym rozdziale;)
Dziękuję Ci ślicznie za tak miłą opinię;**
O rany O.o Nie powiem, żebyś mnie nie zdziwiła, bo aż uchyliłam usta ze zdziwienia, jak przeczytałam, że ten zbiegły morderca zabił ojca Johnny'ego. Tego się nie spodziewałam xd Kurczę, a obstawiałam Jessicę xd
OdpowiedzUsuńSzkoda, że przyjemne chwile z Jessicą przerwał ten telefon. Oni to mają pecha chwilami, serio ;p
W sumie nie wiem co jeszcze mogłabym napisać... Notka bardzo mi się podobała. Może to z powodu wplecenia dosyć długiego fragmentu z życia prywatnego bohaterów, może za zaskoczenie mnie informacją o przeszłości przestępcy... Wydaje mi się, że za wszystko :D Notka naprawde bardzo udana :)
Ściskam,
Ciekawie się rozwija ta sprawa! Nie wiedziałam, że to jest zabójca ojca naszego komisarza! Niewątpliwie dla Johnny`ego będzie to bolesna sprawa i hmm, osobista,co oczywiste! A związek Jessicą dodaje takiego bardziej osobistego wydźwięku przedstawionemu śledztwu przedstawionemu w tym opowiadaniu. Mam nadzieję, że ukochana da mu potrzebne wsparcie w tak trudnej sytuacji. Muszę jeszcze dodać, że widać tu wyraźną inspirację serialem ,,W11 - Wydział śledczy" i trochę szkoda, że to już ostatnia historia kryminalna, a blog już skończyłaś! Naprawdę wielka szkoda! Chętnie bym poczytała coś więcej, bo masz ogromny talent w tej dziedzinie... Ostatnio nie mam sposobności czytania wielu opowiadań z wątkiem kryminalnym i obyczajowym. Kiedyś już Ci pisałam o blogu mojej koleżanki, Jowity, ale ona ma mało czasu na pisanie także dla tego polubiłam tę opowieść. Jeszcze raz serdecznie pozdrawiam szanowną Autorkę i czekam na kolejny rozdział...
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaskoczył ten rozdział. Nawet przez myśl by mi nie przeszło, że więzień może być zabójcą ojca Johnny'ego. Do głowy przychodziło mi wiele możliwych powiązań między uciekinierem, a głównym bohaterem, ale czegoś takiego zdecydowanie bym nie wymyśliła. Po raz kolejny czuję się zaskoczona, czyli ogólnie jestem zadowolona, bo nie lubię przewidywalnych opowiadań.
OdpowiedzUsuńTeraz jeszcze pozostaje mi zastanawiać się, jaki związek z tym wszystkim ma nauczyciel i czy bomba w szkole rzeczywiście została podłożona. Mam nadzieję, że i w tej kwestii mnie zaskoczysz. Pewnie tak, bo jak na razie do głowy nie przychodzi mi żadne logiczne powiązanie.
Pozdrawiam
koszmar-na-jawie
Technicznie to był dość słaby rozdział. Widziałam dużo błędów, aż mi się odechciało wypisywać. Ale zwrócę uwagę na to: "Zginęli, i to jeszcze własnym kosztem" , bo wydaje mi się bez sensu, ale może czegoś nie czaję.
OdpowiedzUsuńTa sprawa wydaje się najbardziej dynamiczna w porównaniu do dwóch poprzednich. No i tym razem coś dotyka bezpośrednio bohatera. Ciekawe jak to dalej się rozwinie, zwłaszcza morderca jego ojca mnie ciekawi.
Ależ krytyka młodzieży w tym rozdziale ;P Zależy gdzie się spojrzy, nie jest aż tak źle, nie wszędzie xD
Pozdrawiam