„Życie
jest jak szachownica, na której jesteśmy tylko pionkami.
Każdego dnia, w każdej minucie, ktoś zostaje wykluczony
z gry, która toczy się dalej...”
- AnaRosa
24
listopad 2011. Czwartek.
Koło szkoły
kręciło się wiele osób. Policjanci w mundurach, wraz z pomocą nauczycieli, prowadzili uczniów na boiska z dala od
placówki. Konieczne to było, aby karetka pogotowia mogła bezpiecznie zabrać poszkodowanego
oraz, aby dali miejsce saperom, którzy zaczęli przeszukiwać budynek. Komisarze
mieli to szczęście, że jeszcze ambulans stał pod szkołą i będą mogli się
dowiedzieć o stanie zdrowia pobitego nauczyciela.
Wkrótce zauważyli, jak lekarze wynosili z
budynku pacjenta na noszach. Przybliżyli się do nich, a gdy tylko Johnny
zobaczył twarz profesora, zastygnął w miejscu, ponieważ rozpoznał w nim Charlesa
Orthona - byłego nauczyciela matematyki. Nie sądził, że przyjdzie taki dzień,
że będzie prowadził śledztwo w sprawie pobicia jego dawnego matematyka z liceum.
Twarz pana Orthona była blada, głowę miał zabandażowaną, chronił go pas
ortopedyczny na szyi oraz przykryty był
szczelnie kocem i złotą folią. Johnny odwrócił wzrok, bo nie mógł dłużej na
niego patrzeć.
- Pani doktor, jaki jest jego stan? –
usłyszał Jessicę.
- Ma poważne obrażenia, zabieramy go na
ostry dyżur – zaoponowała lekarka. Gdy tylko weszli do karetki pogotowia, zamknęli
drzwi, po czym szybko wyjechali na sygnale z terenu placówki.
- Gdzie jest dyrektor szkoły? – spytała
się Jessica jednego umundurowanego policjanta.
- Tam – powiedział, wskazując ręką na kobietę
w średnim wieku o blond włosach, które
upięte zostały w mocny kok, a na sobie miała beżowy żakiet. Komisarz od razu ją
rozpoznał. Gdy chodził do szkoły, owa nauczyciela była zwykłą pracownicą i
uczyła angielskiego. Nie mógł uwierzyć w to, że profesor Miranda Sorth została
dyrektorem.
- Dzień dobry, pani Sorth – przywitał
się, kiedy przybliżyli się do kobiety, która na dźwięk swojego nazwiska,
odwróciła się w ich stronę.
- Och, dzień dobry, panie Brigh – odparła
nieco zaskoczona, widząc swojego dawnego ucznia.
- Widzę, że pani mnie jeszcze pamięta –
uśmiechnął się lekko do swojej byłej nauczycielki z angielskiego.
- Jak mogłabym ciebie zapomnieć, skoro
byłeś znany w całej szkole – uśmiechnęła się lekko, starając się choć na trochę
rozluźnić sytuację. – Prowadzisz tą sprawę?
- Tak, razem z moją partnerką, Jessicą
Carter. – Przedstawił ją, która przywitała się z dyrektorką szkoły,
podając jej dłoń. – Dlatego będziemy mieć do pani parę pytań – odparł, na co
kobieta skinęła głową. – Kto zadzwonił do szkoły z informacją o bombie?
- Zadzwoniła jakaś dziewczyna, nie mamy
pojęcia kto to – odpowiedziała. -
Mówiła, że w szkole jest bomba i rozłączyła się.
- A kto znalazł profesora Orthona? –
zadał kolejne pytanie.
- Ja znalazłam – odparła, a w jej głosie
czuć było przygnębienie. – Kiedy został włączony alarm, poszłam sprawdzić, czy
nie ma jeszcze nikogo w budynku. Weszłam
do gabinetu pana Charlesa, a on leżał na podłodze… zakrwawiony… nieprzytomny.
- A jakim był nauczycielem? – spytała
Jessica.
- To jeden z najlepszych pedagogów,
kawaler, całe życie poświęcił szkole. No i widzi pani, co go za to spotkało.
Musieli przerwać rozmowę z dyrektorką,
ponieważ jeden ze snajperów podszedł do nich i oznajmił, że cały teren był czysty
i nie było w szkole żadnej bomby. Johnny powiedział mu, aby przekazał
technikom, żeby już weszli do środka. Pożegnali się z nauczycielką, która
powiedziała im, że jakby mieli jeszcze jakiekolwiek pytania, będzie u siebie w
gabinecie.
***
Gabinet matematyka wyglądał tak, jak
Johnny pamiętał ze swoich czasów. Nic tu praktycznie się nie zmieniło, oprócz
tego, że ściany były pomalowane na beżowy kolor. Po lewej stronie, obok okna,
które wychodziły na boiska szkole, stał czarny fotel, biurko oraz dwa drewniane
krzesła. Naprzeciw wejścia ustawione były regały z książkami i różnymi figurami
geometrycznymi oraz sejf. Po prawej stronie zostały wstawione drzwi do sali, w
której prowadził zajęcia. Pamiętał, że wiele razy miał przyjemność odwiedzić
profesora w jego gabinecie. I to wcale nie było spowodowane tym, że nie
dogadywał się z nauczycielem – wręcz przeciwnie – przychodził tu, aby poduczyć
się do szkolnego konkursu matematycznego. Co jak co, ale Johnny zawsze
uwielbiał przedmioty ścisłe. Nigdy nie miał żadnego problemu, aby dogadać się z
profesorem Orthonem. Najgorzej mieli ci, którzy sobie z tym przedmiotem nie
radzili, ponieważ bardzo naciskał na tych uczniów.
W kanciapie nauczyciela zrobiło się
tłoczno, kiedy technicy zaczęli zabezpieczać ślady. Johnny i Jessica
przyglądali się kolegom, jak intensywnie pracują. Na podłodze było oznaczone
białymi liniami sylwetkę, gdzie leżał poszkodowany.
- Johnny, zobacz – odezwała się Jessica,
wskazując ręką na biurko i dywan, gdzie znajdowała się tam zaschnięta krew. –
Wygląda na to, że doszło tu do szarpaniny. Został pchnięty, uderzył o kant
biurka…
- … a potem o podłogę – dokończył za nią,
zgadzając się całkowicie z jej teorią.
- Słuchajcie, mamy tu jakieś testy –
zwrócił się do nich jeden z techników. – Leżały na biurku. – Podał Johnny ‘owi
kartki, które zapakowane były w folię.
- Sprawdzian
z wiadomości dla klasy maturalnej, grupa B* – przeczytał. – Z gotowymi
odpowiedziami – dodał.
- Trzeba będzie o tym porozmawiać z
dyrektorką – rzekła, biorąc sprawdziany do ręki.
***
Johnny wiedział gdzie znajdował się
gabinet dyrektorki, więc nawet nie musiał pytać o drogę woźnego, tylko od
razu zszedł na parter z Jessicą, skręcając w prawą stronę. Weszli do małego
pomieszczenia, w którym znajdował się sekretariat. Za niewielkim, brązowym
blatem siedziała kobieta o czarnych jak smoła włosach, które spięte miała w
elegancki kok. Ubrana była w brązowy, bawełniany sweter, jej szyje zakrywała biała apaszka, na uszach lśniły
srebrne kolczyki, a na nosie miała kwadratowe okulary z grubą oprawką.
Czarnowłosy miał wrażenie, że doskonale ją znał, lecz nie mógł sobie
przypomnieć nazwiska kobiety.
Kiedy znaleźli się blisko niej, brunetka
spojrzała na nich, odrywając się od papierkowej roboty. Uśmiechnęła się
pogodnie.
- Johnny – odezwała się, a on patrzył na
nią lekko zaskoczony. – Miło cię widzieć. Chociaż byłoby lepiej, gdybyśmy
spotkali się w lepszych okolicznościach. Biedny pan Orthon, nie zasłużył sobie
na taki los. A wracając, mógłbyś czasem się zebrać i pokazać się na zjeździe
absolwentów. Steve Nother wyjechał do Missouri robić tą swoją politykę, ale
jakoś odnajdywał czas, aby przyjechać chociażby na to jedno spotkanie naszego
rocznika. A ty? Wstydź się. - Kiedy ją
słuchał, już dokładnie wiedział, kim ona była. Poznał ją od razu po tej ciągłej
gadaninie. Mógł przyznać, że jego koleżanka ze szkolnej ławki bardzo się
zmieniła. – Mam teraz niejasne wrażenie, że mnie nie kojarzysz.
- Jakbym mógł ciebie nie kojarzyć,
Bridget – uśmiechnął się. – Wybacz mi, ale życie policjanta to co innego niż
życie polityka.
- Jak zwykle się wymigujesz, nie
zmieniłeś się.
- Za to ty diametralnie – rzekł,
uśmiechając się do niej.
- Trzeba było coś zrobić ze swoim życiem–
zaśmiała się. – Zobacz – odparła, pokazując mu zdjęcie jakiegoś mężczyznę o
blond włosach i brązowych oczach, który tulił do siebie małego chłopczyka,
bardzo do niego podobnego. – To mój mąż i syn, a córeczka w drodze. –
Wstała z krzesła, a Johnny od razu zobaczył jej okrąglutki brzuszek.
- Gratuluję – wydusił.
- A ty, komisarzu, znalazłeś w tym swoim
świecie kryminalnym jakąś wybrankę serca?
- Nie jestem sam, aktualnie jestem zajęty
– odpowiedział, ukradkiem spoglądając na Jessicę, która z wielkim
zainteresowaniem przyglądała się tej pogawędce. – Wiesz, Bridget, rozmawiałbym
z tobą, ale jestem tu służbowo. Dyrektorka u siebie?
- Nie ma jej, ale możecie u niej zaczekać
– odparła, lekko wzdychając. – Pani Sorth jest na stołówce. Wiesz, gdy czymś
się zamartwia, zawsze pochłania dużo jedzenia. Nawet sobie nie wyobrażasz,
Johnny, ile o niej rzeczy się
dowiedziałam.
- Może innym razem mi o nich opowiesz.
- Tak, innym razem – burknęła. – Już to
widzę.
Johnny jedynie jej zasalutował, jak to
robią żołnierze w wojsku, po czym wraz z Jessicą przekroczył drzwi
gabinetu dyrektorki. Pomieszczenie było niewielkie. Naprzeciw wejścia były dwa
regały z różnymi papierami i książkami, mosiężne biurko, czarny, skórzany fotel
oraz dwa krzesła. Po lewej stronie były okna, a tuż obok ładnie prezentowała
się doniczka z wielką paprotką. Na bordowych ścianach, po lewej stronie,
wisiało parę dyplomów oraz grupowe zdjęcie nauczycieli.
- Nic tu się nie zmieniło – odparł,
opadając na krzesełko.
- Tylko mi nie mów, że byłeś tu częstym
gościem – uśmiechnęła się.
- Ale mnie osądzasz – żachnął. – Miałem
parę wizyt, ale to nie były koniecznie te złe.
- Bardzo dobrze dogadywałeś się z tą
Bridget? – zapytała.
- Tak, lubiłem ją. Chodziliśmy razem na
chemię, matematykę i angielski**. Często widywałem ją na boisku, ponieważ była
cheerleaderką naszej drużyny koszykarskiej. Wszyscy chłopacy się w niej
podkochiwali.
- Ty również?
Nie odpowiedział, ponieważ do gabinetu
weszła pani dyrektor, która przeprosiła ich za długą nieobecność. Usiadała na
fotelu i od razu zapytała ich, w czym mogła służyć, a Jessica podała kobiecie
zapakowane w folię sprawdziany. Dyrektora z uwagą spoglądała na testy.
- Ach, tak – westchnęła. – To są testy na
koniec semestru z klas maturalnych. Sądzicie, że to ma jakiś związek z pobiciem
profesora?
- Tego jeszcze nie wiemy, będziemy
musieli to sprawdzić – odparła Jessica. – Proszę mi powiedzieć, czy pan Orthon
był lubiany przez uczniów?
- Lubiany to raczej nie – odpowiedział za
dyrektorkę Johnny. – Był surowy, dużo wymagał, uczniowie nie przepadają za
takimi nauczycielami.
- Tak, Johnny ma rację – zgodziła się z
nim profesorka. – Jeśli chodzi o
uczniów, to miał z większością bardzo duże problemy.
- A ostatnio ktoś szczególnie dał mu we
znaki? – spytała.
- Niestety, ale tych osób jest wiele. Wie
pani, on nie bał się zostawić ucznia w tej samej klasie. W tym roku też jest
sporo zagrożonych. Ci co są w klasie maturalnej, mogą być przez to nie
dopuszczeni do egzaminu.
- Mamy więc prośbę – powiedział Johnny. –
Mogłaby pani sporządzić dla nas listę osób, którzy mieli problemy z jego
przedmiotem?
- W porządku, Johnny, ale to będzie długa
lista.
~*~
*W Polsce nazywa się to matura, lecz po
angielsku taki egzamin, kończący szkołę średnią to: „a level exam”.
**W Ameryce nie ma podziału na klasy.
Każdy uczeń ma swój własny plan zajęć.
Nie wiem, co sądzić o tej notce, nie jestem zbytnio z niej zadowolona, ale mam nadzieje, że chociaż Wam jakoś przypadła do gustu. Następna notka już będzie lepsza, bo jest jednym z moich ulubionych:)
A u mnie w domu panuje chaos związany z remontem pokojów. Dlatego może się tak stać, że będę rzadko na komputerze.
Pozdrawiam Was, kochani :*
Hmmm, przyznam, że nie mam na razie żadnych teorii, na razie magazynuję ifnromacje i staram się ja jakoś przefiltrować, hahaah xD
OdpowiedzUsuńNa początku myślałam, że rzeczywiście mogłoby chodzić o tego matematyka, ale to by miało sens, gdyby ta bomba rzeczywiście była w budynku - wtedy zdążyliby ewakuować wszystkich z wyjątkiem jego i zginąłby. A tak...? Może to tylko jakiś zbieg okoliczności?
Trop zagrożonych uczniów wydaje mi się niewłaściwy, ale cóż, taka praca, że trzeba sprawdzać wszystkie mozliwe opcje, bo kto wie, co czyha za rogiem?
Błędy:
Przedstawił ją, która przywitała się z dyrektorką szkoły, podając jej dłoń. - to "która" bardzo miesza w tym zdaniu. Przedstawił ją, a ona przywitała się... albo żeby nie było za dużo zaimków można podstawić jakieśimię, ale nie pamiętam jak to się ma do całości, czy nie byłoby wówczas powtórzeń;
Na podłodze było oznaczone białymi liniami sylwetkę, gdzie leżał poszkodowany - była oznaczona białymi liniami sylwetka
jej szyje zakrywała biała apaszka - szyję;
mosiężne biurko - nie wiem czy naprawdę miałaś na myśli metalowe biurko, czy tylko ja nigdy z takim gadżetem się nie spotkałam i mnie to zdziwiło :P
Pozdrawiam ;)
Naprawdę fajny rozdział ^^. Widać już powiązanie między nauczycielem z prologu a Johnnym i Jessicą. Tak się zastanawiałam, czy będzie on w jakimś sensie "przedmiotem" ich sprawy, i moje przypuszczania poniekąd się sprawdziły. Ciekawe tylko, kto mógł to zrobić. Mimo wszystko wątpię, by byli to jacyś uczniowie sfrustrowani złymi wynikami ze sprawdzianu. To by było zbyt proste i zbyt przewidywalne, więc zapewne okaże się, że będzie inaczej.
OdpowiedzUsuńNo i jeszcze ten fałszywy alarm... Ciekawe, czy ma coś z tym wspólnego, czy to po prostu przypadek? A może ktoś po prostu chciał, aby wszyscy wyszli z budynku, żeby nikt nie znalazł nauczyciela? Ale to już dość naciągana teoria... W sumie, nie wiem, co to miało na celu.
Podobało mi się, jak przedstawiłaś porzątek tej sprawy ;). Widzę, że Johnny w swojej starej szkole napotkał całkiem sporo znajomych twarzy. Pewnie musi dla niego być trochę dziwnie, spotkać osoby, które niegdyś znał, po tylu latach.
Ogólnie, wrażenia są jak najbardziej pozytywne ;). Opisów mogłoby być ciut więcej, ale poza tym, jest ok ^^.
Rozdział podobał mi się jakoś bardziej niż pozostałe, sama w sumie nie potrafię powiedzieć dlaczego ^^ Był taki lekki, czytało się go bardzo przyjemnie :3 Wspaniały! :D
OdpowiedzUsuńBardzo spodobał mi się opis ogólnej wizyty Johnny'ego w swojej dawnej szkole :) To musi być naprawdę dziwne uczucie, gdy wkracza się w progi budynku, w którym dawniej spędziło się mnóstwo czasu, w którym przeżyto wzloty i upadki, by rozwiązać sprawę pobicia nauczyciela i to, o zgrozo, który wcześniej cię uczył. Tym bar5dziej, jeśli Johnny miał z nim dobry kontakt. Widać, że bardzo lubił tego człowieka jak i sam przedmiot, którego nauczał. Podziwiam go ;p Jeśli z czegoś polegnę na maturze, to najpewniej właśnie z matmy ^^
Dyrektorka jest nieźle wstrząśnięta całą sprawą... Zresztą, cóż się dziwić. ^^ Żyje sobie spokojnie, sprawuje swój urząd, a tu nagle pobicie nauczyciela i jeszcze ta sprawa z podłożeniem bomby... Właśnie - ciekawi mnie, kto wszczął fałszywy alarm. Czy to może ma jakieś powiązanie ze sprawą pobicia czy jest to tylko przypadkowa, całkiem inna sprawa :3
Wydaje mi się, czy nowy szablon? :D Jakieś inne kolory chyba... ;p
Na Astorię wejdę dzisiaj wieczorem lub jutro, jakby co ^^
Ściskam,
Witaj :D
OdpowiedzUsuńNa początku muszę Cię przeprosić za to, że nie skomentowałam ostatniego rozdziału, więc strasznie Cię przepraszam. Ostatnio się rozchorowałam i czytanie przychodziło mi z trudem, a co dopiero czytanie ze zrozumieniem. Przed chwilą przeczytałam już obydwa rozdziały i jestem, aby skomentować :D
Świetnie potrafisz opisać pieszczoty i pocałunki jakimi darzą się Johnny z Jess. Na prawdę jestem pod wielkim wrażeniem, bo mnie te sceny przychodzą z trudem. W ogóle Ty tak swobodnie wszystko opisujesz, akcja toczy się płynnie.
Oburzenie Johnny'ego jest tutaj jak najbardziej na miejscu, bo przecież to morderca jego ojca zwiał z więzienia. Mam nadzieję, że szybko go złapią i nic im się nie stanie. Biedny ten nauczyciel, jestem ciekawa czy nic mu nie będzie. A co do tych matur, to może faktycznie jakiś wredny uczeń tu plącze.
Cóż, to ja się nie rozpisuję, jeszcze raz przepraszam, życzę weny i pozdrawiam ^^
No i nareszcie dowiedziałam się, co wspólnego z głównymi bohaterami miał nauczyciel. Jestem praktycznie pewna, że mężczyzny nie pobił żaden z zagrożonych uczniów - to było by bardzo przewidywalne, a przecież Ty lubisz zaskakiwać czytelników. Właściwie to nieźle namieszałaś w tym rozdziale. Bomba, która wydaje się nie mieć powiązania z całą sprawą, tajemnicze pobicie... jak na razie do głowy nie przychodzi mi żadna chociażby trochę wiarygodna teoria, szczególnie dlatego, że kompletnie nie rozumiem, czemu ktoś zadzwonił wszczął fałszywy alarm. Jak na razie mogę tylko czekać na pojawienie się jakichś podejrzanych, bo w głowie mam jedynie kilka pytań bez odpowiedzi. Coś mi się wydaje, że ta część będzie jeszcze lepsza niż "Spotkanie ze śmiercią"...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
koszmar-na-jawie
Jestem pod wrażeniem tego, jak dobrze opisujesz romantyczne sceny. Naprawdę doskonale Ci to wychodzi. Budujesz napięcie, tajemniczość... Zaciekawiasz, oj zaciekawiasz. Mam nadzieję, że już niebawem dowiemy się czegoś więcej. Pozdrawiam. ;)
OdpowiedzUsuń[ http://northerly-wezwana.blogspot.com/ ]