„Można uważnie obserwować
jakiegoś człowieka i potem niejednokrotnie, z dość dużą dozą
prawdopodobieństwa, powiedzieć, co myśli on i czuje, a przeważnie też i
przewidzieć, co uczyni w następnej chwili. To całkiem proste, tylko ludzie o
tym nie wiedzą.”
- Hermann Hesse
25
listopad 2011 rok. Piątek.
Kiedy
podbiegli do pobitego ucznia, Jessica zaczęła mu pomagać wstać, a Johnny jak
najszybciej wyszedł ewakuacyjnymi drzwiami, aby dorwać nastolatków, którzy to
zrobili. Wybiegł na zewnątrz, ale chuligani zdążyli mu już uciec. Rozglądał się
dookoła, lecz nikogo nie widział na podwórku. Przeklął przed nosem. Obiecał
sobie, że musi popracować nad swoją kondycją. Zdyszany, z powrotem wszedł do
budynku. Jego partnerka podtrzymywała chłopaka, który lekko się chwiał na
nogach. Miał podbite oko oraz rozciętą wargę. Oznajmił Jessice, że zwiali, po
czym postanowili zaprowadzić ucznia do dyrektorki.
Nastolatek powiedział im, że nazywał się
Matthew McDonald i, że tamci ukradli mu komórkę. Johnny już naprawdę nie
rozumiał tej dzisiejszej młodzieży. Zawsze uważano, że placówki szkolne są
bezpieczne, a teraz wychodziło na to, że wcale tak nie było. To już nie była ta
szkoła, do której chodził parę lat temu. Wszystko zaczęło się zmieniać.
Po trzydziestu minutach, na szkolnym korytarzu
stali już z dyrektorką, Matthew ‘em i jego matką, która była bardzo
niezadowolona tym, co się stało. Wkurzyła się na tych chuliganów, mówiąc, że
wszystko im wolno i to w dodatku jeszcze w szkole.
- Wiesz kim oni byli? Znasz ich? –
zapytał chłopaka Johnny, lecz ten spuścił głowę w dół, gdzie jego blond
włosy opadły na twarz.
- Matthew, pan cię pyta, czy ich znasz? –
odezwała się do syna.
- Znam ich – powiedział cicho. – Oni są z
klasy maturalnej. Inkwizycja.
- Co?! – zdziwili się, słysząc słowa
nastolatka.
- Mieliśmy już z nimi problemy – odezwała
się dyrektorka. – Pani McDonald, czy mogłabym panią na chwileczkę przeprosić.
Niech pani zaczeka, to odwiozę panią do domu. – Kobieta kiwnęła głową, po czym
jego dawna nauczycielka poprowadziła ich w głąb korytarza. – Zastraszają mi
szkołę, Johnny – odezwała się, chwytając go pod ramię, co czarnowłosego nieco
zdziwiło, lecz nie przejmował się już tym. – Kradną telefony i pieniądze innych
uczniów. Pobili także kilkoro pierwszoroczniaków. Nie możemy sobie z nimi dać
rady.
- A zgłosiła pani to na policję? –
spytała Jessica.
- Zgłaszałam, ale te pobite dzieciaki nie
chcą mówić. Boją się tego cholernego Inkwizytora.
- Kogo? Co to za Inkwizytor? Co jest? –
spytał zdziwiony.
- Młodzież ich tak nazywa, bo chodzą w
kapturach jak Inkwizycja. Jeden z nich, w takim zielonym kapturze, to
główny Inkwizytor. Pan Orthon nie jeden próbował z nimi walczyć.
- Szkoda, że pani nam tego wcześniej nie
powiedziała – rzekła Jessica. – W takim razie poprosimy, aby pani przygotowała
nam listę z nazwiskami i adresami tym chłopaków.
- Dobrze – powiedziała, uśmiechając się.
Pożegnali się z panią Sorth, po czym
postanowili, że pojadą na komisariat, aby sprawdzić, czy coś ruszyło z miejsca.
***
W piętnaście minut dotarli na komendę.
Mieli to szczęście, że jak tylko weszli na piętro, zauważyli Toma, który także
był zadowolony, że wreszcie udało mu się ich spotkać. Nie obwijał już nic w
bawełnę i od razu przeszedł do sedna sprawy. Za to lubili go najbardziej.
Zawsze mogli na niego liczyć.
- Ustaliliśmy, że dziewczyna dzwoniła z
budki przed szkołą. Sprawdziliśmy to na taśmie.
- Wiadomo, kim ona jest? – spytał.
- Okazało się, że to uczennica z klasy maturalnej.
George z Dianą pojechali do jej domu, lecz smarkula gdzieś uciekła. Cały czas
ją szukamy. Nazywa się… Evelyn Thelwis
– przeczytał ze swojej małej karteczki, którą miał w ręku. – Chodźcie, pokaże
wam to nagranie.
Komisarze weszli za nim do pomieszczenia,
w którym urzęduje Tom wraz z Dianą i Georgem. Naprzeciwko wstawione były
okna, przy których stały biurka ich asystentów. Na ścianach powieszone były
tablice ogłoszeniowe oraz cała mapa Manhattanu. Podeszli do stanowiska po lewej
stronie, należący do Toma, który pochylił się nad swoim laptopem, poklikał parę
razy myszką, po czym odtworzył im nagranie z kamery zawieszonej przy wejściu do
budynku. Spojrzeli na dwie sylwetki, stojące koło budki telefonicznej. Kamera
pokazywała, jak dziewczyna zaczęła wykręcać numer. Nie widać jedynie było
twarzy chłopaka, bo sprytnie nałożył czerwony kaptur na głowę. Reeve zatrzymał wideo.
- Z dziewczyną rozmawialiśmy dzisiaj rano
w sali gimnastycznej – odezwał się Johnny. – Musiała zaraz po tym uciec.
- A ten chłopak, to pewnie jej wspólnik –
dodała Jessica.
- Tak, dziewczyna dzwoni do szkoły z
informacją o bombie, a wspólnik wykorzystał zamieszanie i pobił nauczyciela.
Musimy się o niej dowiedzieć jak najwięcej.
- To, co? Wracamy znów do szkoły? –
zapytała, a Johnny przytaknął. – Jak znajdziecie dziewczynę, zadzwońcie do nas
– zwróciła się do Toma, który kiwnął głową. – Aha, dzwoniliście do szpitala? Co
z tym nauczycielem?
- Bez zmian, ciągle jest nieprzytomny.
***
Po uzyskaniu od Toma zdjęć z nagrania,
komisarze pojechali znów do szkoły, aby dowiedzieć się jak najwięcej o Evelyn
Thelwis, która była sprawczynią całego zamieszania z bombą. Johnny
poprowadził Jessicę w stronę pokoju nauczycielskiego, który znajdował się
nieopodal gabinetu dyrektorki.
Gdy weszli do środka, w pomieszczeniu
znajdowało się paru nauczycieli wraz z dyrektorką na czele. Czarnowłosy
rozpoznał w tym niewielkim gronie paru znajomych pedagogów, którzy uczyli go sprzed
laty.
Pokój nauczycielski był średniej
wielkości. Ściany były pomalowane na bordowo, naprzeciw stały beżowe meble, w
których poustawiane były dzienniki oraz
dokumenty. Na samym środku pokoju prezentował się długi stół, przy którym
siedzieli nauczyciele, a po prawej stronie były okna, wychodzące na parking.
- Państwo pewnie do mnie – odezwała się
profesor Sorth.
- Jeszcze chcieliśmy skorzystać z okazji
i tu porozmawiamy z państwem – rzekła Jessica. – Chodzi nam o tą dziewczynę. –
Podała nauczycielom zdjęcia z nagrania. – Czy poznajecie ją państwo?
- Tak, to Evelyn Thelwis – odpowiedział
tęgi nauczyciel o siwych włosach. Johnny rozpoznał w nim swojego dawnego
nauczyciela z fizyki – profesora George ‘a White ‘a. – Taka bojowa dziewczyna,
wszędzie jej pełno, szkolna liderka.
- A jakie były relacje między nią a
profesorem Orthon ‘em? – spytał się Johnny.
- Co roku jest zagrożona z jego
przedmiotu – ciągnął dalej fizyk. – Ale był taki incydent kilka dni temu, jak
mu pyskowała. Nie wytrzymał i podobno uderzył ją w twarz. Uciekła wtedy z sali.
- I co było dalej? – spytał Johnny, a w
tym samym momencie zadzwoniła komórka Jessici. Przeprosiła wszystkich i
odebrała połączenie.
- Sprawdziliśmy wersję panny Thelwis, ale
reakcje uczniów były różne – odparła dyrektorka. – Pan Orthon dostał
upomnienie.
Johnny poprosił o zwrot zdjęć, po czym
Jessica oznajmiła mu, że dzwonił Tom i poinformował ją, że Evelyn Thelwis była
już u nich na komisariacie.
***
Gdy tylko znaleźli się z powrotem na komendzie,
postanowili od razu przesłuchać nastolatkę. Jessica oznajmiła Johnny ‘emu, że
będzie się tej rozmowie uważnie przyglądała. Czarnowłosy wszedł do pokoju
przesłuchań i spojrzał na przygnębioną dziewczynę. Nie była ubrana teraz w
strój cheerleaderki, tylko bordowy sweter oraz jasne dżinsy. Rozpuszczone,
czarne włosy opadały jej na ramiona, a w uszach wisiały duże, okrągłe kolczyki.
Wyjął z tyłu kieszeni spodni zdjęcia z
nagrania, po czym pokazał je pannie Thelwis, która lustrowała wzrokiem
pomieszczenie, starając się nie patrzeć na te fotografie.
- Chciałaś się zemścić na Orthonie, bo
uderzył cię w twarz, tak? – zaczął przesłuchanie, siadając naprzeciwko niej.
- To nie ja! – broniła się.
- Kto go pobił?! – Ton głos Johnny ‘ego
się zwyższył. – Ty czy twój wspólnik! –
Dziewczyna nadal milczała. – Powiedz mi, kto to jest? Kto ci pomagał? – spytał,
pokazując palcem na chłopaka. – Słuchaj, możemy ci postawić zarzut o ciężkie
pobicie nauczyciela. Dociera to do ciebie! To już naprawdę nie jest zabawa! To
nie są głupie telefony z bombą!
- Musieliśmy coś wymyśleć – odezwała się
po chwili markotnym głosem. – Nie mogliśmy pisać tego testu. Tyle osób było
zagrożonych, stary nie dopuściłby nas do matury.
- I wpadliście na genialny pomysł z
podłożeniem bomby, tak? – zadrwił.
- To było tylko tak, żeby było
zamieszanie, żeby nie pisać tego testu.
- Tylko, tak? A teraz wasz nauczyciel
leży w ciężkim stanie w szpitalu! Chcieliście wykraść ten test i pobiliście
nauczyciela?
- To nie ja! Przysięgam! Nie mam pojęcia
kto to zrobił! – krzyknęła, patrząc mu prosto w oczy.
Johnny westchnął ciężko i tylko lekko
potrząsnął głową. Zostawił ją w obecności policjanta, wychodząc z
pomieszczenia.
- Mam wątpliwości, że to ona pobiła tego
nauczyciela – odezwała się Jessica. – Do tego czasu na pewno by się złamała.
- Namówmy ją, aby pogadała z kolegami.
Posiedzi u nas w areszcie, to zmięknie. A w poniedziałek damy jej ostatnią
szansę.
Rozmowę przerwał im Tom, który wszedł do
środka z informacją, że matka Matthew ‘a przyjechała do nich, mówiąc, że jej
syn nie wrócił jeszcze ze szkoły.
- No to pięknie – westchnęła Jessica.
Kiedy wyszli z pokoju przesłuchań,
zauważyli na korytarzu kobietę, którą spotkali dzisiaj rano. Była bardzo
zmartwiona.
- Matt do tej pory nie wrócił do domu –
mówiła zrozpaczona. – Nie zadzwonił, nigdy mu się to nie zdarzało.
- A sprawdziła pani u rodziny, znajomych?
– spytał Johnny dla pewności.
- Wszędzie dzwoniłam. To oni, to te
bandziory. Mszczą się na moim synu.
- Spokojnie, proszę pani – uspokoiła ją Jessica.
– Znajdziemy go, wszystko będzie dobrze.
Wszystko wyglądało na to, że będą mieć
kłopoty z tą Inkwizycją. Jeśli to oni mają chłopaka, będą musieli się spieszyć
z ich poszukiwaniami, bo niewiadomo było, co mogli mu zrobić. Liczyła się każda
sekunda.
***
26
listopad 2012. Sobota.
Po
uzyskaniu numeru telefonu Micka Bollinsa, Bobesich triumfował. Teraz mógł do
niego zadzwonić i zagrozić mu, lecz posiadał w swojej głowie doskonały, a
zarazem sprytny plan. Zaatakuje w odpowiednim czasie i doskonale wiedział, że
ostrze sztyletu wbije się gliniarzowi prosto w serce. Zapłaci za to, że
pozbawił go wolności.
Będąc tyle lat w zamknięciu, nie mógł
nigdy posmakować kobiecego dotyku. Odrabiał w tym momencie stracone lata, aby
mógł zaspokoić swoje potrzeby. Dłońmi dotykał drobnego ciała młodej
prostytutki, gdzie jej blond włosy opadały co chwilę na jego nagie ramiona. Słychać
było jej zadowolone jęki. Od razu można stwierdzić, że była pod wpływem
alkoholu. Bobesich ‘owi to nie przeszkadzało, chciał jedynie zaspokoić swoje
żądze, co właśnie uczynił. Oddychał głęboko, po czym rękami zsunął ją z siebie,
która naga upadła na łóżko, wciąż śmiejąc się wniebogłosy.
Naciągnął spodnie, po czym wziął z komody paczkę papierosów i zapalił jednego.
Nie patrząc na dziewczynę, kazał jej, aby się ubierała i spływała stąd. Zrobiła,
to co powiedział, ale nie odeszła tak szybko, żądając od niego zapłatę za
wykonanie usługi. Odłożył papieros na popielniczkę, po czym wyjął z szuflady
dwieście dolarów, po czym włożył panience banknoty za biust. Posłała mu
niewidzialnego całusa i opuściła jego kanciapę, która znajdowała się z dala
od głównego centrum Manhattanu. Dokończył palić papierosa, po czym wyszedł
z pomieszczenia. Wszedł do starego volkswagena, który pożyczył od Flesha,
i pojechał prosto pod dom Micka Bollinsa.
***
Willa gliniarza znajdowała się na
przedmieściach Hall Street. Ściany budynku pomalowane były na błękitny kolor, a
dach prezentował się w niebieskim odcieniu. Piękna, biała kostka wyłożona była
na posesji inspektora, a ogrodzona została szarymi przęsłami oraz czarną bramą,
która w tym momencie zaczęła się otwierać.
Steven Bobesich obserwował, jak wyjeżdża
czarny peugeot, w którym siedziały dwie sylwetki. Przy kierownicy znajdował się
młody, czarnoskóry mężczyzna o czarnych jak smoła włosach i pełnymi ustami.
Obok niego siedziała zapewnie jego siostra, widząc wielkie podobieństwo. Jej
czarne, długie włosy, splecione były małymi warkoczykami i związane gumką, zauważył
na jej twarzy wielki uśmiech. Zaczął jechał za dziećmi policjanta, który go
zapuszkował dziesięć lat temu.
Wkrótce dzieci inspektora zaparkowali
obok restauracji „Strawberry”. Wysiedli z samochodu
i z uśmiechem na twarzy przywitali się z własnym ojcem, który na nich
czekał. Bobesich domyślił się, że Bollins wykorzystał wolny czas, aby choć na
chwilę spotkać się ze swoim synem oraz córką.
- Ciesz się rodzinką póki możesz, gliniarzu –
zadrwił, uśmiechając się cynicznie, po czym odpalił silnik i wrócił z powrotem
do swojej kanciapy.
~*~
Takie małe wyjaśnienie: Mick Bollins jest szefem wydziału na komisariacie, w którym pracują Johnny i Jessica. Pojawiał się kilka razy w rozdziałach i jest umieszczony w Bohaterach (Personnel). W tym odcinku pojawiać się będzie częściej, z wiadomych przyczyn.
Mam to nadzieje, że rozdział w miarę się podobał. W następnym rozdziale nieco się wyjaśni w sprawie nauczyciela, ale sprawca zostanie ujawniony w siódmym rozdziale, w którym także rozwinie się już akcja ze Stevenem Bobesichem.
Do spisania za tydzień;)
Rozdział był bardzo dobry ^^. Coraz więcej akcji, lubię to, i przede wszystkim - coraz więcej opisów *,*.
OdpowiedzUsuńZaiste, działo się tu całkiem sporo. Widzę, że pojawiają się kolejni podejrzani w sprawie. Wgl, ta dziewczyna ma na imię Evelyn! Kocham to imię <333. Zresztą pewnie o tym doskonale wiesz ;).
Ta sprawa z napaściami na uczniów także jest bardzo ciekawa, niestety w wieku szkołach się tak dzieje. Zastanawia się, czy ma to coś wspólnego z pobiciem nauczyciela. Myślę, że to nie ta Evelyn, może ona faktycznie zrobiła tylko to zamieszanie z bombą, żeby odwołano sprawdzian, a sytuację wykorzystał ktoś inny i pobił faceta? To mogli nawet być ci chłopcy. A równie dobrze może się okazać jeszcze coś innego, może nie sprawy szkolne, a jakieś bardziej prywatne albo coś?
To zniknięcie tego Matta też jest podejrzane...
Niepokojące jest to zakończenie, kiedy ten facet obserwuje dzieci Micka. Ewidentnie ma złe zamiary, ale z jakiegoś powodu jeszcze się wstrzymuje z działaniem. Wgl piszesz, że już w siódmym rozdziale ujawni się sprawca? A później będziesz się już zajmować tym drugim wątkiem? Na pewno będzie ciekawie ^^.
Tak, od siódmego rozdziału rozpocznie się akcja z drugim wątkiem, i muszę Ci powiedzieć, że będzie więcej opisów niż dotychczas;)
UsuńTak, wiem, że lubisz to imię:P Dlatego, gdy zastanawiałam się nad nadaniem imienia dziewczyny, nie wiem, jakimś cudem pomyślałam o Twoim blogu ;)
A sprawca... będzie to ktoś w obrębie szkoły, tylko tyle mogę zdradzić:)
A tak oprócz tego to gratuje kolejnego genialnego rozdziału. Czytam twojego bloga regularnie i wcale mi się nie nudzi. Zadziwiasz mnie coraz to lepszymi i ciekawszymi historiami. Uwielbiam też parę Johnego i Jessiki i czekam na dalszy rozwój ich związku. :)
OdpowiedzUsuńCoraz więcej zaczyna się dziać w sprawie z Bollinsem i Bobesichem :D No i powoli wyjaśnia sie sprawa w szkole, do której niegdyś uczęszczał Johhny. Naprawdę jestem ciekawa, kto taki mógł napaść na tego nauczyciela. Wydaje mi się, że mogła to być ta cała Inkwizycja. No bo któż by inny? ^^ Wierzę Evelyn, ze to nie ona. Może któryś z chłopaków? Dziewczyna wydaje się wmówić szczerze. Zresztą - przyznała się już do sprawy z bombą, a wydaje mi się, że nie mogłaby zrobić obu rzeczy :3
OdpowiedzUsuńCzego ten Bobesich chce od Micka? I jego dzieci? O.o
Ściskam,
Zaskakujesz mnie z rozdziału na rozdział. Najpierw fragmentem opisanym z perspektywy innego bohatera, innym razem szybkim zmienianiem miejsca i czasu akcji. No właśnie, to dosyć ciekawy i efektywny zabieg - pisać krótkie fragmenty i przenosić akcję w inne miejsce, opisywać ranek, a potem nagle wieczór. Bardzo lubię takie rozdziały. Co prawda wiadomo, że nie można przesadzać i nie pisać w ten sposób całego opowiadania, ale od czasu do czasu jak najbardziej.
OdpowiedzUsuńMam już pewne teorie dotyczące sprawy prowadzonej przez Johnny'ego i Jessicę, ale wolę nie mówić, co to za pomysły, bo pewnie jak zwykle okaże się, że się mylę. Nigdy nie byłam dobra w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych - myślę zbyt naookoło, wysnuwam zbyt skomplikowane teorie. Poza tym pewnie po raz kolejny postanowisz zaskoczyć czytelników i okaże się, że winny jest ktoś, kto nie został na razie ukazany w żadnym rozdziale. A może się mylę, może tę osobę poznaliśmy już na samym początku...?
Pozdrawiam
koszmar-na-jawie
Cześć :D
OdpowiedzUsuńRozdział czytało mi się bardzo szybko i tak się zastanowiłam czy nie był krótszy od poprzednich :D
Ale chyba nie...
Inkwizycja, powiadasz? Hm, chyba brutale! Takich to trzeba w poprawczaku zamknąć, a nie się ich bać. Masakra ! Chociaż też nie dziw, że się ich boją.
Widzę, że Johnny jest w gorącej wodzie kąpany xd Wszystkich już na wstępie podejrzewa, a tak mi się przynajmniej wydaje :D
No tak, nie ma to jak pobawić się jakąś dziewczynką. Genialna rozrywka i zaspokojenie pożądania xd
Czekam na kolejny rozdział, życzę weny i pozdrawiam ^^
Coś słabo z historią u Inkwizycji bo zielone kaptury do Inkwizycji tak średnio pasują, hehehe, powinni zmienić kolorek na czerwień :P
OdpowiedzUsuńZ kolei uciekinier też sobie nieźle szaleje, prostytutka za 200 dolców? Nie oszczędza.
Ok, lecę do następnego rozdziału. :)