„Dziwny jest ten
świat, gdzie jeszcze wciąż mieści się wiele zła.”
- Czesław Niemen
27
/ 28 listopad 2012. Niedziela/ Poniedziałek.
Po dwóch
dniach wreszcie udało im się odnaleźć miejsce, w którym ukryli się Inkwizytorzy
ze szkoły. Diana wraz z George ‘m zlokalizowali ich kryjówkę w starej hucie
stali, która znajdowała się na południu Manhattanu. Johnny i Jessica pojechali
z Tom ‘em, aby im pomóc w ujęciu przestępców. Stara fabryka nie prezentowała się
najlepiej. Biały tynk opadał ze ścian, a okna były poprzybijane deskami. Z
wyciągniętą bronią wkroczyli w piątkę do środka, skradali się po cichu jak
mysz, idąc cały czas prosto. Wnętrze budynku zostało zaniedbane; tak jak i na
zewnątrz, ze szaro-białych ścian urwał się tynk, tworząc na drodze liczne kupki
gruzu, a z niektórych miejsc na suficie, skapywały krople, które wyrobiło na
ziemi małe, brudne kałuże. Wszyscy skrzywili się, gdy poczuli w nozdrzach ten
odrażający zapach wody. Jessica, która była bardzo wyczulona na bród, bardzo
powoli i z niesmakiem kroczyła obok Johnny ‘ego, miała taką minę, że mogłaby w
każdej chwili zwymiotować.
Po chwili z pomieszczenia, który
znajdował się po lewej stronie, usłyszeli śmiejących się chłopaków. Johnny dał
znać swoim kolegom, że na trzy, wkraczają do środka. Raz, dwa, trzy – policzył
na palcach.
- Policja! Na ziemie! – krzyknęli, gdy
się ujawnili.
Młodzi przestępcy zaskoczeni byli wizytą
policji, po czym rzucili się na nich, broniąc się. Czarnowłosy zauważył, jak Główny
Inkwizytor, o którym wspominała dyrektorka, wyciągnął nóż i zaczął nim
wymachiwać przed jego oczyma. Komisarz podbiegł do niego, uprzednio chowając
broń do kabury, i zwinnym ruchem złapał go za nadgarstek prawej dłoni, w której
trzymał narzędzie. Siłowali się, lecz Johnny był od niego o wiele silniejszy i
wytrącił nóż nastolatkowi z rąk. Złapał go za bluzę i przywlókł go do ściany.
Ukradkiem zobaczył, jak Jessica, Tom oraz George obezwładnili pozostałych nastolatków
i zakuli ich w kajdanki. Diana zajęła się nieprzytomnym Matthew ‘em, który
związany był sznurami na krześle. Brunetka wzięła chłopaka i wyprowadziła go z
tej zaniedbanej ruiny.
- Co, zaczęło ci się bawić w
nożycorękiego?! Spokój ma być! –
krzyknął Johnny, kiedy chłopak zaczął się wiercić.
- Spadaj, glino! – warknął. Gdy to usłyszał, przygwoździł młodego
nastolatka jeszcze bardziej, po czym wykręcił mu ręce do tyłu i zakuł w
kajdanki.
Rozglądając się teraz po pomieszczeniu
zauważyli, że było tu sporo kradzionego sprzętu. Czarnowłosy nie mógł pojąć
tego faktu, że w takim młodym wieku już sobie nagrabili życie w kryminale.
Posiedzą u nich pewnie dwa lata za taki handel kradzionymi rzeczami. A jak
dojdzie im pobicie nauczyciela, to nie wyjdą z wiezienia dobre dziesięć lat.
Wyprowadzili ich z tej fabryki i zawieźli zakutych na komisariat.
***
Następnego dnia Johnny i Jessica
siedzieli w swoim biurze i przeglądali sobie akta młodych chuliganów, których
wczoraj złapali. Postanowili, że porozmawiają sobie z Głównym Inkwizytorem
dzisiejszego dnia. Chcieli, aby poczuł trochę życia w ciemnej celi i zastanowił
się nad tym, co im powie na przesłuchaniu. Nastolatek i tak miał to gdzieś,
przeklinając policję. Zastanawiał się teraz, czy i dzisiaj będzie tak pyskował
na przesłuchaniu.
- Co za gnojki? – westchnęła Jessica z
nad akt nastolatków. – Ci Inkwizytorzy są zdolni do wszystkiego.
Do ich biura wszedł Tom, który oznajmił
im, że przyprowadzili już Głównego Inkwizytora do pokoju przesłuchań i, że
Matthew czuję się dobrze i dzisiaj został wypisany ze szpitala.
- Pobicie? Kradzieże? – odezwał się
Johnny. – Orthona także mogli pobić, bo wchodził im cały czas w drogę.
- Teraz już zabić – odparł Tom. –
Dzwonili ze szpitala. Ten rany nauczyciel zmarł. W szkole już o tym
wiedzą.
Johnny nie mógł uwierzyć w to, co
usłyszał. Nigdy by nie przepuszczał, że jego profesor od matematyki tak
skończy. Przed oczami stanęły mu wspomnienia związane z nauczycielem. Jak
go solidnie przygotowywał na konkurs matematyczny, gdzie później zajął drugie
miejsce w całym stanie Nowego Jorku. Jak krzyczał na lekcjach na tych, którzy
nie odrobili prac domowych albo dostali jedynkę* ze sprawdzianu. Otrząsnął się ze
wspomnień, aby móc się skoncentrować na śledztwie.
- To ja sobie teraz idę z nim
pogadać - oprzytomniał, po czym opuścił
pomieszczenie, kierując się do pokoju przesłuchań.
- Ta dziewczyna także miała powód, aby
się zemścić – rzekła Jessica do Toma. – Co? Zmiękła?
- Rozkleiła się, zrobi wszystko, co
będziecie chcieli.
- To przyprowadź ją tutaj.
Po paru minutach Tom wprowadził do biura
rozmazaną Evelyn Thelwis. Carter domyśliła się, że warunki więzienne jej nie
odpowiadały. Dziewczyna usiadła naprzeciwko niej, spuszczając wzrok.
- Twój nauczyciel od matematyki zmarł
dzisiaj rano w szpitalu. – Gdy wypowiadała słowa, nastolatka szybko podniosła
głowę. Jessica zauważyła na jej twarzy niepokój. – Od tej chwili prowadzimy
śledztwo pobicia ze skutkiem śmiertelnym. A ty jesteś podejrzana.
- Ja go nie zabiłam – rzekła
ochrypniętym, a jednocześnie zrozpaczonym głosem.
- To kto to zrobił? – spytała, lecz
dziewczyna milczała. – Evelyn, to jest twoja szansa, żeby stąd wyjść. Musisz ze
mną rozmawiać. Twoja grupa widziała, jak Orthon uderzył cię w twarz, a dla
mnie to jest motyw.
- Ale to nie ja – broniła się nadal.
- To kto? – zapytała ponownie. – Kto stał
z tobą przy budce telefonicznej? Co to za chłopak?
- Nie mogę powiedzieć, niech sam się
przyzna.
- Dobra, inaczej – rzekła, chcąc w
zupełności przejąć inną strategie tej rozmowy z dziewczyną. – Zrobimy tak,
pojedziesz dzisiaj z nami do szkoły i porozmawiasz ze swoimi kolegami, i
dowiesz się… dowiesz się –
powtórzyła, aby nastolatka to dogłębnie zrozumiała – kto z nich pobił Orthona.
Dziewczyna nie miała innego wyjścia.
Musiała się zgodzić, bo inaczej ciągle by siedziała w areszcie aż do
wyjaśnienia sprawy.
***
W tym samym czasie, kiedy Jessica
przesłuchiwała Evelyn Thelwis, Johnny poszedł na poważnie sobie porozmawiać z
Głównym Inkwizytorem, który tak naprawdę nazywał się Dominic Dowell i miał
dwadzieścia lat. Był w tak młodym wieku, a już siedział w poprawczaku za
kradzieże oraz liczne pobicia. Teraz był sądzony już jako dorosły i poważnie
sobie nagrabił w swoim scenariuszu kryminalnym.
Szatyn siedział luzacko na krześle,
niczym się nie przejmując. Patrzył na wszystkich z góry, jakby był panem świata.
Jego brązowe oczy lustrowały całe pomieszczenie, ignorując wściekłe spojrzenie
Johnny ‘ego.
- Nauczyciel nie żyje, wiesz co to dla
ciebie znaczy? – spytał go, stojąc ciągle nad nim, lecz Dominic tylko wywrócił
oczami. – Możemy ci postawić zarzut o pobicie ze skutkiem śmiertelnym, a nawet
zabójstwo.
- Nikogo nie zabiłem – odparł chłodno. – Nie
wrobicie mnie.
- Orthon wchodził wam w drogę –
zignorował słowa chłopaka. – Postanowiliście wykorzystać sytuację z bombą. Ktoś
z waszej paczki podszedł do gabinetu profesora i załatwił sprawę.
- Orthon to nie nasza robota, ale jak się
dogadamy, może coś powiem.
- Nie targuj się ze mną! – warknął, waląc
dłońmi o stół i, spoglądając na niego wściekle. – Nic ci nie będę obiecywał!
Mów konkretnie co wiesz, bo walczysz tutaj o siebie! Słucham?
- Jak było to zamieszanie z bombą, nie? –
zaczął mówić po jakimś czasie, ale słychać było w jego tonie głosu, że miał to
wszystko gdzieś. – Schodzę na dół, a tu z gabinetu Orthona wychodzi taki
jeden łepek.
- Jaki?!
- Wysoki.
- Znasz go?
- To już zależy, czy się dogadamy.
Johnny prychnął, po czym zostawił zakutego w kajdanki chłopaka w obecności dwóch umundurowanych policjantów.
Koło lustra weneckiego zauważył swojego szefa, Micka Bollinsa. Przywitał się z
inspektorem, podając mu dłoń. Zapytał Brigha o postępach w śledztwie, więc
zaczął mu opowiadać, czego się dowiedzieli, że na razie głównym podejrzanym
jest ten Inkwizytor oraz dziewczyna, która zdzwoniła do szkoły z informacją
o bombie. Gdy przedstawił mu całą relację zdarzeń, postanowił poruszyć
temat zabójcy jego ojca.
- Pewnie słyszał szef, że na wolności
jest Steven Bobesich?
- Tak – potwierdził. – Góra** o tym
zdążyła mi już powiedzieć.
- Niech mi pan pozwoli go złapać –
powiedział wprost.
- Nie ma mowy, Johnny – zagroził mu
palcem. – On zabił ci ojca i będą tobą kierowały emocje! Dlatego stanowczo
zabraniam!
- Tu nie chodzi o mojego ojca, tylko o
pana.
- O mnie? – zdziwił się.
- Tak – przytaknął. – Nie pamięta pan, że
to szef go złapał dziesięć lat temu. On może się zemścić.
- To tylko niejasne sugestie, Johnny…
- Powinien szef mieć ochronę! – przewał
mu, nieco podważając swój ton głosu.
- Nie przesadzaj! – krzyknął Bollins.
Ich konwersacje przerwała Jessica, która
weszła do pomieszczenia. Przywitała się z inspektorem, który zdenerwowany szybko
opuścił miejsce, trzaskając drzwiami. Komisarz Carter zauważyła rosnące
napięcie, które panowało w środku, lecz zignorowała to. Postanowiła, że potem spyta
Johnny ‘ego, o co im poszło. Teraz najważniejsze było śledztwo.
- I jak przesłuchanie? – spytała.
- Gnojek idzie w zaparte – westchnął. –
Chce ze mną iść w jakiś chory układ. Myśli, że jak mi coś powie, to go
wypuszczę.
- Nie traćmy z tym nastolatkiem zbytnio
czasu. Pojedziemy do szkoły i zabierzemy tam dziewczynę. Ona nam w tym pomoże.
***
Kiedy pojechali do szkoły, pani Sorth
zaprowadziła Evelyn Thelwis do sali, a po jakimś czasie, i oni weszli wraz z dyrektorką, w której odbywały się zajęcia z matematyki. Był ogromny hałas.
Wszystko wychodziło na to, że uczniowie mieli to gdzieś, że ich nauczyciel nie
żył. Nie zdawali sobie tego sprawy, jaka to była poważna sytuacja. Johnny
postanowił przywrócić tu porządek. Wyprzedził profesorkę, która także chciała
uspokoić grupę.
- Cisza! – krzyknął, na co cała klasa spojrzała
w ich stronę i powoli zaczęła się uspokajać. – Co jest grane?! Ty, kolego –
zwrócił się do nastolatka o czarnych, kręconych włosach, który siedział na
swoim stoliku na końcu sali – zejdź z tej ławki, bo nie jesteś u siebie! To
jest szkoła! – Chłopak z wielką niechęcią go posłuchał i usiadł jak należy.
Johnny nie zdawał sobie tego sprawy, jak okropna może być dzisiejsza młodzież.
Lekceważyła wszystko i nie przejmowała się niczym, jednak wiedział, że są wyjątki,
bo zauważył paru uczniów, kiedy tylko wszedł do klasy, jak siedzieli cicho w
swoich ławkach i ignorowali poczynania swoich kolegów. – Wasz nauczyciel nie
żyje – odparł, gdy tylko uczniowie całkowicie się uspokoili - a my jesteśmy
pewni, że znacie osobę, która jest odpowiedzialna za jego śmierć. No, to
słuchamy was? Co macie nam do powiedzenia?
- My nie wiemy, kto to zrobił, naprawdę –
odezwał się nastolatek o blond włosach, którego spotkali na sali gimnastycznej.
- Jesteście już pełnoletni – rzekł do
klasy po chwilowej ciszy. – Dlatego uprzedzam was, że za ukrywanie sprawcy, jak
i również informacje o sprawcy, grozi odpowiedzialność karna. To co? Kto z was
poszedł do gabinetu pana Orthona po test? – spytał stanowczym głosem.
- My ten alarm tylko wymyśliliśmy – usprawiedliwił
klasę chłopak o czarnych włosach, który siedział w drugiej ławce w środkowym
rzędzie. – Nie chcieliśmy wykradać tego testu.
- Jakoś wam nie wierzę. Ten alarm w żaden
sposób nie rozwiązałby waszego problemu, test odbyłby się jutro albo pojutrze. Jeśli
nawet to nie wy pobiliście nauczyciela, to dobrze wiecie kto to zrobił. –
Zamilkł, czekając aż zaczną mówić, lecz nic takiego nie nastąpiło. Klasa ciągle
milczała. – Nie chcecie z nami rozmawiać – westchnął. – Dobrze, nich i tak
będzie, jesteście już dorośli. W takim razie od jutra, każdy z was będzie
indywidualnie wzywany na komendę i przesłuchiwany w tej sprawie. To tyle,
dowidzenia – pożegnał się, po czym zaczął kierować się w stronę drzwi
wejściowych wraz z Jessicą.
- Słuchajcie, musimy im o tym powiedzieć
– odezwała się do swoich kolegów Evelyn, która wstała ze swojego miejsca na
końcu sali. – My wiemy, że przegięliśmy – zwróciła się do komisarzy. – Nie
chcieliśmy, żeby to było aż tak. Ten chłopak, co był ze mną na zdjęciu, to… to
Seth.
- No tak – odparł nastolatek, który już
wcześniej odezwał się po raz pierwszy w tej sali – ale to nie ja pobiłem
starego.
- W takim razie kto? – zapytał Johnny.
- Mamy takie nagranie – odparła ponuro Evelyn. –
Seth, pokaż.
~*~
*w
amerykańskiej szkole jedynka to „f”
**góra,
czyli ci, którzy są wyżej od inspektora
Następny rozdział będzie już kluczowym rozwiązaniem oraz początkiem nowych kłopotów. Ach, uwielbiam ten rozdział i następny. Może są tu jakieś błędy czy coś, ale lubię ją w postaci fabuły. Przyznam się, że nie mogłam się doczekać, kiedy opublikuje rozdział^^ Mam nadzieje, że i Wam odrobinkę się podoba:)
Pozdrawiam:*
O, kolejny świetny rozdział ^^. Nie brakowało tu ani opisów, ani akcji, więc jestem w pełni ukontentowana ;).
OdpowiedzUsuńDobrze, że już znaleźli tych chłopaków. Nawet, jeśli to nie oni pobili nauczyciela, pewnie i tak odpowiedzą za te inne rzeczy, których się dopuścili. W ogóle szkoda, że on jednak nie żyje, sprawa robi się coraz bardziej poważna, a mnie ciekawi, kto za to odpowiada. Myślę, że może ktoś z klasy Evelyn może coś wiedzieć, ale też nie chcą mówić tak offen przy wszystkich. Zresztą, okropnie się ta młodzież zachowywała, w ogóle się nie przejęli niczym :/. Ale w prawdziwym świecie też często tak jest, że wielu młodych ludzi mają wywalone na wszystko.
Jestem też bardzo ciekawa, o co będzie chodzić z tym nagraniem. Czyżby było na nim widać sprawcę albo coś?
W ogóle, rozdział wyszedł naprawdę fajnie. Szkoda, że sprawa niedługo się kończy, ale zanim to nastąpi, chyba jeszcze będziesz rozwijała wątek tego faceta co uciekł? Tutaj niby go nie było, ale pewnie będzie się więcej pojawiał później ;).
Rozdział rzeczywiście jest bardzo dobry :3 Szczególnie podobają mi się w nim dialogi, bo tak fajnie przedstawiłaś nimi Johnyy'ego. Stanowczego Johnny'ego... <3 Uwielbiam go takiego :D Ach, szczęściara z Jessiki :3
OdpowiedzUsuńJak mogłaś skończyć w TAKIM momencie? ;o Nie wybaczę ci tego xd Jestem okropnie ciekawa, kto stoi za tym pobiciem nauczyciela, spekuluję i spekuluję, wymyślam różne osoby, ale tak naprawdę to nie mam już bladego pojęcia, kto mógł być tym sprawcą. Wydaje mi się, że ci ludzie z klasy nie chcieli nic ujawniać tak przy wszystkich, bo zwyczajnie się bali. Skoro ten sprawca był zdolny do tak mocnego pobicia nauczyciela, że ten aż nie przeżył, to zapewne żadnym problemem nie byłoby dla niego wziąć się za tego, kto by go wkopał. Ale dobrze, że Evelyn się odważyła i że chce ujawnić prawdę.
Ta młodzież niczym się nie przejęła. ;o Rozumiem, że można kogoś nie lubić, ale żeby tak zupełnie, w ogóle, nie zareagować na śmierć własnego nauczyciela? Ja tam mojej pani od matmy też nie darzę za wielką sympatią, bo babsko nie potrafi tłumaczyć, ale jakby została zabita to jednak jakieś uczucia by mną targały xd
Czekam na kolejny rozdział <3
Ściskam,
Weszłam specjalnie w spis rozdziałów, żeby sprawdzić, ile zostało do końca. Okazuje się, że już niewiele, a tymczasem ja nadal nic nie wiem. Wszystko jest takie pogmatwane, może dlatego, że dwie sprawy przeplatają się ze sobą. Ten rozdział mocno namieszał mi w głowie, bo teraz nie mam już żadnych teorii na temat tego, kto mógł pobić nauczyciela. Jestem też zaskoczona, że mężczyzna zmarł. Chociaż z drugiej strony gdyby się obudził, mógłby zeznawać, kto go pobił, a tak sprawa jest bardziej skomplikowana.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, rozdział jest jednym z lepszych, w ogóle jak na razie trzecia część Tajemnic z Manhattanu jest moją ulubioną. Odnoszę wrażenie, że pisząc ją miałaś najwięcej dobrych pomysłów, a także dużo weny i chęci do pisania.
Bardzo podobają mi się dialogi. Idealnie przedstawiłaś w nich charakter młodzieży. Dokładnie potrafiłam sobie wyobrazić całą tę ich ignorancję i obojętne miny.
Pozdrawiam
koszmar-na-jawie