czwartek, 28 marca 2013

III. Strefa Zagrożenia: 7. Strzał



„Panie, spraw, abyśmy raz obrawszy drogę, nigdy nie oglądali się wstecz ani nie dopuszczali się do tego, by nasza dusza została przeżarta wyrzutami sumienia.”
- Paulo Coelho



28 listopad 2011 rok. Poniedziałek.
Johnny podszedł wraz z Jessicą do nastolatka, który, wstając z miejsca, wyjął z kieszeni swojego iPoda, po czym puścił komisarzom filmik. Wszystko działo się właśnie w tej sali lekcyjnej i z tą grupą, z którą rozmawiali. Profesor Orthon ostro wrzeszczał na jednego ucznia. Czarnowłosy od razu rozpoznał chłopaka. Był ze swoimi kolegami na sali gimnastycznej, gdy ich po raz pierwszy przesłuchali. Rozmawiając z nimi, nastolatek o blond włosach cały czas milczał i stał za chłopakami. Teraz wszystko wskazywało na to, że to on wszedł do gabinetu matematyka i pobił go.
- To nasz kolega, Ian – odezwała się Evelyn, kiedy tylko nagranie zakończyło się. – Chciał jechać na studnia do Dublina, by zostać pilotem. Stary mu powiedział, że nie dopuści go do matury.  
- Jak się dzisiaj dowiedział, że  Orthon nie żyje – rzekł Seth – to już nie widzieliśmy go w szkole.
- Gdzie mieszka ten Ian? – spytała Jessica.


***

Komisarze od razu pojechali do miejsca zamieszkania Ian ‘a. Kiedy znaleźli ulice Green Street 12, weszli do środka, szukając właściwego numeru mieszkania. Zapukali do drewnianych drzwi, gdy dotarli na drugie piętro, lecz nikt nie odpowiedział. Pukali cały czas, ciągle nawołując chłopca, aby im otworzył, bo wiedzieli, że on tam był. Nastolatek jednak cały czas milczał.
- Johnny, czujesz? – odezwała się z niesmakiem. Czarnowłosy wyostrzył węch i po chwili poczuł ulatniający się gaz. – To gaz, musimy tam wejść.
Dobijali się do niego, ale Ian nie otwierał. Postanowili wyważyć drzwi, bo czuli w kościach, że chłopak mógł sobie coś zrobić. Jessica odsunęła się odrobinkę, aby Johnny mógł przystąpić do akcji. Pchnął mocno nogą w drzwi, drugi raz, trzeci, a za czwartym razem wreszcie otworzyły się na oścież. Wtargnęli szybko do kuchni, gdzie zauważyli, jak Ian wsadził sobie głowę do kuchenki gazowej. Johnny wyjął go stamtąd, a Jessica wyłączyła wszystkie palniki, po czym otworzyła okno, aby czarnowłosy mógł oprzeć chłopaka o parapet, by nabrał świeżego powietrza.
- Halo, pogotowie? – usłyszał swoją partnerkę, kiedy ten próbował dotrzeć do nastolatka, klepiąc go po policzku i ochlapując zimną wodą twarz chłopaka. – Mamy tutaj zatrucie gazem. Green Street 12, mieszkania 9. Proszę szybko.
- Ja nie chciałem – odezwał się cicho chłopak, który był blady jak kreda. – Ja go tylko popchnąłem, upadł… ja nie chciałem, przysięgam.
Wkrótce do mieszkania weszła matka chłopaka. Była przerażona, kiedy dowiedziała się, co on chciał najlepszego zrobić przez tego nauczyciela. Jessica próbowała ją uspokoić, to samo Johnny robił z Ian ‘em dopóki nie przyjechała karetka pogotowia.

***

Johnny i Jessica wrócili na komisariat, gdy tylko dowiedzieli się w szpitalu, że Ian przeżyje. Wszystko wskazywało na to, że wtargnęli do mieszkania w odpowiednim czasie. Gdyby jego koledzy nie powiedzieliby im, że to był on, prawdopodobnie Ian ‘a już nie dałoby rady odratować. To dzięki nim, nastolatek wyszedł cało. Zaczęli kończyć swoje raporty, by móc spokojnie jechać do domu i ochłonąć po całej tej sprawie. Czarnowłosy nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Pragnął jedynie, aby tego zdarzenia nigdy nie było.
Komisarzowi było żal chłopaka, bo pewnie pragnął cofnąć czas, kiedy dowiedział się o śmierci nauczyciela. To wszystko stało się takie poplątane, że Johnny sam nie wiedział, jak na to wszystko patrzeć. Czy nauczyciel był tego winny? Może Ian niepotrzebnie wchodził do jego gabinetu?  Pytania, i pytania. Na pewno już nigdy nie usłyszą na nie odpowiedzi.
Gdy Jessica zakończyła pisać ostatnie zdanie w swoim protokole, przypomniała sobie o kłótni między Johnny ‘m a ich szefem. Postanowiła zapytać teraz czarnowłosego, o co im poszło. Czyżby poruszył wtedy sprawę zabójcy jego ojca?
- Johnny, dlaczego szef był taki zdenerwowany, kiedy weszłam do środka?
- Powiedziałem mu, że powinien mieć ochronę, skoro na wolności jest morderca, którego złapał. – Czyli jednak Jessica nie myliła się. Chodziło o Stevena Bobesicha. – Odmówił, mówiąc, że to tylko niejasne sugestię, aby mógł się na nim zemścić.
- A ty co o tym wszystkim sądzisz? – spytała.
- Sam nie wiem, ale ja na jego miejscu bym nie ryzykował, tym bardziej, że ma rodzinę – odparł, a Jessica przytaknęła, dając mu do zrozumienia, że jest tego samego zdania.
Zanim wyszli z komisariatu, poszli do gabinetu Bollinsa, by oddać dokończone akta sprawy. Po wejściu do gabinetu, Johnny dostrzegł na twarzy inspektora złość.  Gdy powiedzieli mu, że mają już raport końcowy, powiedział im, aby zostawili na biurku i wyszli, ponieważ był strasznie zajęty.
- Szefie – odważył się odezwać. Mick Bollins podniósł głowę z nad akt i spojrzał na niego lodowatym wzrokiem. – Chciałbym pana przeprosić za to, co dzisiaj powiedziałem. Rzeczywiście, nie powinienem był poruszać tego tematu.
- Wybaczam – odparł chłodno. – A teraz już idźcie, jestem naprawdę bardzo zajęty.

***

Po całym dniu pracy, Johnny wraz z Jessicą pojechali do jej mieszkania. Razem sporządzili sobie kolację, którą zjedli przy świecach w pokoju, a potem nalali sobie do kieliszków czerwone wino, aby całkowicie się rozluźnić po całym ciężkim dniu.
- Dobrze, że przeprosiłeś szefa za wszystko, bo pewnie dałby ci później popalić – odezwała się.
- Nie wiem, czy dobrze zrobiłem – rzekł. Jessica była w ogromnym szoku, słysząc jego słowa. – Czuję, że szefowi grozi niebezpieczeństwo, a on po prostu nie zdaję sobie sprawy z ryzyka. Ale nie mówmy już o tym, bo gdy coraz bardziej o tym myślę, mam ochotę pojechać do szefa i cofnąć to, co powiedziałem.
Wziął od niej kieliszek i odstawił na stół wraz ze swoim. Przybliżył się blondynki i odgarnął jej kosmyk włosów za prawe ucho. Nie czekając ani chwili dłużej, musnął delikatnie  usta Jessici, a potem całym zaparciem poddali się pocałunkowi. Przyległa do niego całym swoim ciałem, siadając mu okrakiem na kolanach.
Jej ręce zaczęły od dołu rozpinać jego koszulę, gdy nagle usłyszeli dzwonek, sygnalizujący nadejście gościa. Oderwali się od siebie, spoglądając na siebie zdezorientowani.
- Spodziewasz się kogoś? – spytał.
- Nic mi o tym niewiadomo – odparła. – Otworzę.
Wstała, poprawiając swoją bluzkę i włosy, a Johnny zapiął guziki koszuli. Podeszła do drzwi i otworzyła je. W progach mieszkania zawitał jej brat Derek, który trzymał w jednej ręce małą, czarną torbę podróżną. Uśmiechnął się do niej i wszedł do środka.   
- Cześć, siostra – odezwał się, całując ją w policzek na przywitanie. – Widzę, że nie w porę przyjechałem – odparł, gdy tylko zauważył Johnny ‘ego na kanapie.  Czarnowłosy wstał i podszedł do niego, aby się z nim przywitać.
- Nie przeszkadzasz, ale mogłeś do mnie zadzwonić, że przyjedziesz – rzekła Jessica.
- Dzwoniłem, włączyła mi się sekretarka – wytłumaczył się, kładąc swój bagaż koło kanapy. Jessica wyjęła telefon i spojrzała na ekran. Złapała się za głowę, widząc, że jej komórka całkowicie się rozładowała.
- Padł mi telefon, przepraszam.
- Nic się nie stało, ale mam nadzieje, że nie przeszkodziłem w niczym, bo widzę wino, świece – uśmiechnął się, biorąc do ręki kieliszek wina od Jessici.
- Co cię sprowadza do Nowego Jorku, bo na pewno nie tęsknota za mną? – spytała, szybko zmieniając temat.
- Ale mnie oceniasz – westchnął, siadając na kanapie. Jessica usiadła obok niego, a Johnny opadł na fotel tuż obok Dereka. – Podziwiam ciebie, Johnny, że z nią wytrzymujesz – zwrócił się do czarnowłosego, który uśmiechnął się lekko, unosząc lewy kącik ust. – A tak na poważnie – odparł, spoglądając ponownie na swoją siostrę. – Przyjechałem obejrzeć ten dom, o którym mi mówiłaś przez telefon. Umówiłem się z właścicielem na jutro.
Jessica doskonale pamiętała tamten dzień. Wspomniała Johnny ‘emu, że jej brat poszukuje tutaj domu, bo dostał w Nowym Jorku lepszą ofertę pracy. Czarnowłosy przypomniał sobie, jak jego matka mówiła, że ktoś niedaleko wystawił dom na sprzedaż. Od razu zadzwoniła do brata, aby przekazać mu tą informację.
- Decydujesz się jednak na przeprowadzkę?
- Tego jeszcze nie wiem – odparł. – Muszę  najpierw kupić dom, znaleźć tutaj dobrą szkołę dla Brighton ‘a. Oczywiście szef tej firmy załatwił mi służbowe mieszkanie, ale nie chcę rodziny zostawiać tak daleko. Wolę, abyśmy się przeprowadzili. Nie chcę żyć z rodziną oddzielnie.
- Co na to Sara? Brighton?
- Zgodzili się – odparł. – Nie było łatwo z decyzją, ale postanowiliśmy razem mieszkać, a nie osobno. Sara nie darowałaby sobie, gdybym zaprzepaścił taką szansę, która może mi się już nie trafić.  A propo mojej żony, muszę do niej zadzwonić, że jestem już na miejscu – odparł, wyjmując swoją komórkę z kieszeni.
- Może zrobić ci coś do picia? – zapytała.
- Herbatę, jakbyś mogła – odparł. Jessica kiwnęła głową, po czym wzięła kieliszki z winem i zaniosła je do kuchni. - Cześć  kochanie – odezwał się Derek do słuchawki. – Jestem już u Jessici… Tak, podróż minęła mi spokojnie… Zadzwonię do ciebie jutro, kiedy będę wiedział, co z tym domem… Nie wiem jeszcze co ze szkołą dla Brighton ‘a, ale mam nadzieje, że tu siostra i mój przyszły szwagier coś mi doradzą. – Johnny uśmiechnął się szeroko, kiedy usłyszał słowo „przyszły szwagier”, a Jessica wywróciła jedynie oczami, gdy kładła tacę z trzema parującymi herbatami oraz cukrem. – Co robi teraz nasz syn?... Gra w koszykówkę z kolegami... Tylko niech nie siedzi za długo na dworze, bo jest zimno… To ucałuj go ode mnie… Odezwę się jutro... Ja też cię kocham, dobranoc.
Włożył z powrotem telefon do spodni, po czym wziął filiżankę, uprzednio sypiąc do niej kostkę cukru. Zamieszał i upił łyk napoju. Przez chwilę trwali w milczeniu. Johnny postanowił przerwać tę niezręczną ciszę.
- Mówisz, że szukasz szkoły dla Brightona?
- Tak – odparł. – A co, znasz jakieś dobre gimnazjum?
- Jeśli załatwisz ten dom, to proponowałbym gimnazjum na ulicy Rowns 35. Chłopak miałby blisko do szkoły, nawet nie musiałby dojeżdżać…
Nagle zadzwoniła mu komórka. Przeprosił ich i wyjął telefon z kieszeni. Kiedy spojrzał na ekran, był niezmiernie zaskoczony, że wyświetla się numer jego szefa. Czyżby znów szykował dla nich kolejne śledztwo?

***

Mick Bollins był całkowicie wyczerpany. Ucieszył się, gdy tylko zostały mu ostatnie akta do przejrzenia. Była to sprawa Johnny ‘ego Brigh ‘a i Jessici Carter. Inspektor otworzył teczkę i zaczął czytać raporty, które napisali mu jego podwładni. Co zdanie, inspektor był pod ogromnym wrażeniem tego, co się dowiedział. Tylu podejrzanych, a jednak sprawcą okazał się zupełnie ktoś nowy. Nigdy by nie przepuszczał, że nauczyciel, który uczył jego dzieci w liceum, tak skończy. Chris, jego pierworodny, opowiadał mu, że miał z nim problemy. Nie zdałby, gdy nie pomoc Johnny ‘ego, mimo iż syn Jonathana był młodszy od jego syna o dwa lata.
Na myśl o przyjacielu, westchnął głęboko. Przerwał czytanie, zdjął okulary, aby przetrzeć przemęczone oczy. Wrócił pamięcią do dnia, w którym złapał Stevena Bobesicha. Nawiedzały go wspomnienia, jak sprawca oddaje strzały do jego kolegów z wydziału. Dwa strzały do Nicka. Dwa strzały do Jonathana. Wyleciał wtedy z samochodu jak poparzony, i bez chwili wytchnienia, strzelił w mordercę, a potem ze wściekłością i ze zdenerwowaniem zakuł drania w kajdanki.
Odkąd dowiedział się, że ten zabójca był na wolności, cały czas miał tą scenę przed oczami. Teraz sam nie wiedział, czy to, co powiedział mu Johnny, może okazać się prawdą. Czyżby naprawdę mógł szukać zemsty?
Nie chciał o tym myśleć. Zamknął akta i postanowił sprawą profesora Orthona zostawić na jutrzejszy dzień. Zgasił światło, po czym wyszedł z gabinetu, biorąc z wieszaka brązową kurtkę. Wsiadł do auta i pojechał prosto do domu, aby spędzić czas z rodziną. Tak rzadko się z nią widział i zastanawiał się głęboko, dlaczego jego żona Martha, jeszcze z nim wytrzymywała. Czasami już rozważał myśl o pójściu na wcześniejszą emeryturę. Wtedy miałbym z pewnością więcej czasu dla swojej rodziny.
Kiedy dojechał na miejsce, pilotem zaczął otwierać bramę. Nagle z wnętrza jego spodni zadzwonił telefon. Wyszedł z samochodu, i nawet nie patrząc na ekran, odebrał połączenie.
- Słucham – odezwał się.
- Musisz bardziej się chronić, glino, bo łatwo cię namierzyć – usłyszał w słuchawce głosy zabójcy jego kolegów. Bollinsa sparaliżował strach. – Nadepnąłeś mi na odcisk, więc pożałujesz tego. Bardzo ładną masz córkę, inspektorze.
- ZOSTAW JĄ! –wykrzyknął do słuchawki. – Czego chcesz, Bobesich?!
- Myślę, że tu żadnej rozmowy nie będzie, zapewne już nigdy jej nie zobaczysz – wycedził, po czym zakończył rozmowę.
Bollins przeklął pod nosem. Postanowił zadzwonić raz jeszcze do niego, lecz numer stał się już nieaktywny. Domyślił się, że użył telefonu na kartę, głupi to on nie był. Nie wiedział, co teraz począć. Miotał się w tą i z powrotem. Johnny miał rację, mógł go posłuchać, mógł załatwić sobie i rodzinie ochronę.  Wybrał szybko numer swojego podwładnego, aby ten natychmiast do niego przyjechał.
- Johnny, miałeś rację – odezwał się, gdy tylko usłyszał jego głos. – On szuka zemsty i obawiam się, że ma moją córkę. Przyjeżdżaj do mnie do domu, natychmiast… O nie…
- Co się dzieje?! Szefie?! – usłyszał Johnny ‘ego.
Nie mógł w to uwierzyć. Stanął z Bobesichem twarzą w twarz. Morderca wycelował w niego broń, i nie czekając ani chwili dłużej, nacisnął na spust. Mężczyzna poczuł ogromny ból w klatce piersiowej, jakby ktoś próbował go rozerwać ze skóry. Padł następny strzał. Zachwiał się, czując, jak rwie go prawe udo, a po twarzy spływały krople potu zmieszane ze łzami. Upadł bezsilny na posadzkę, wytrącając z dłoni komórkę, która z trzaskiem rozbiła się o ziemię. Zobaczył, jak Bobesich do niego podchodził.
- Widzisz – zaśmiał się szyderczo. – Mówiłem ci, że nigdy już jej nie zobaczysz.
To były ostatnie słowa, które usłyszał, albowiem zaczął powoli tracić kontakt rzeczywisty. Wkrótce jego powieki całkowicie opadły i nastała całkowita ciemność.


~*~

Trochę pomieszałam z tym sprawcą nauczyciela. Nie opisałam zbytnio chłopaka na tej sali i mogliście przez o się błąkać, dlatego przepraszam Was najmocniej, to jest mój błąd i ponoszę za to odpowiedzialność. Ale cóż, ta sprawa zakończona, a teraz czas na Bobesicha, moim zdaniem najciekawsza sprawa w tym opowiadaniu i niezmiernie się cieszę, że do niej doszliśmy. Taka ciekawostka, pisałam tę sprawę z Bobesichem w czasie wakacji, gdy spędzałam je u mnie na działku, na świeżym powietrzu:)


I mam tu nadzieje, że Ginger Grant się na mnie nie pogniewa, że podpatrzyłam od niej taką samą sondę. Zbliża się koniec, więc chciałabym zobaczyć, który z bohaterów wzbudził u Was największą sympatię. Sonda będzie trwać do końca ostatniego rozdziału, więc macie czas^^


A z racji tego, że dzisiaj Wielki Czwartek i za niedługo święta, życzę wam zdrowych i wesołych świąt oraz szczęśliwego Alleluja :)




10 komentarzy:

  1. Jasne, że się nie gniewam ;P. Tym bardziej, że właśnie przychodzę z zapytaniem, czy nie pogniewasz się, jeśli Nowojorski Akcent także zostanie podzielony na kilka części, jak twoje opowiadanie. Bo nie chciałabym kończyć go tylko na jednej sprawie ;).
    W ankiecie zaraz zagłosuję ;)).
    Co do rozdziału... Kurczę, ale zwrot akcji na koniec. No ale zacznę może od początku, co by się nie pogubić.
    Więc sprawa nauczyciela została zakończona. Szczerze, to nie wiedziałam, kto to będzie, bo jakoś wszyscy wcześniejsi podejrzani wydawali mi się za bardzo oczywiści, ale też nie myślałam, że to będzie jednak ktoś zupełnie nowy. Nie mniej jednak, szkoda chłopaka, myślę, że on tego nie chciał, a po prostu popchnął faceta w tak nieszczęśliwy sposób...
    Mick był dość opryskliwy. Pewnie z początku faktycznie był sceptyczny co do ostrzeżeń Johnny'ego, a może po prostu nie dawał po sobie poznać, że przejmuje się tą sprawą? Ale kiedy zadzwonił do niego ten facet... Kurczę, zrobiło się naprawdę groźnie. Choć być może on nic nie zrobił córce Micka, a po prostu chciał go jakoś zdekoncentrować, rozproszyć i w tym czasie dopaść.
    Ciekawe, co teraz z nim będzie... Sytuacja przedstawia się naprawdę beznadziejnie :/. Nie mniej jednak, jest coraz ciekawiej i akcja postępuje do przodu, nie mogę się już doczekać kolejnego odcinka. Szkoda tylko, że już tak mało ich zostało :(.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że możesz:) Myślę, że to będzie bardzo ciekawie ;)

      Chłopak raz się pojawił, ja rozmawiali na sali gimnastycznej, ale go tak zakamuflowałam, że trudno było się skapnąć. Mój błąd, przyznaje się bez bicia.
      Mick nie chciał w żaden sposób dopuścić do swoich myśli o tym, ze mógłby się zemścić, ale jakieś obawy miał.
      A czy inspektor przeżył, czy nie, to już dowiemy się w następnym poście.

      Dziękuję za opinię:*
      Pozdrawiam:*

      Usuń
    2. Okej ^^. Wolałam się spytać, żeby nie było, że zgapiam ;).
      Nie umiem się doczekać, jak to się zakończy ^^. Urwałaś w takim momencie, że aż chce się więcej ;)).

      Usuń
    3. Spoko^^
      Lubię zatrzymywać w takich miejscach, wtedy czytelnik ma czas na domysły, co też może się stać. Chyba o to chodzi w kryminałach^^
      Za tydzień poznasz odpowiedź^^

      Usuń
  2. Ale mnie zamurowało. Dosłownie O.o Kurczę, tak strasznie mi szkoda Micka. Na początku był strasznie sceptycznie nastawiony do całej tej sprawy i to był jego błąd. Zapewne myślał, że nic mu nie grozi, ale jak widać, popełnił ogromny błąd. Powinien był bardziej uważać.
    Uwielbiam Dereka :D Kojarzy mi się z takim wiecznym dzieckiem, roześmianym, trochę lekkomyślnym. :D Jest cudowny <3
    Czy Mick przeżył? Z jednej strony wydaje mi się to niemożliwe, ale z drugiej... Czy mogłabyś go tak po prostu uśmiercić? xd
    Ściskam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mick zdecydowanie popełnił błąd w tej sprawie, mógł jednak posłuchać Johnny 'ego, ale niestety uważał, że to tylko niejasne sugestie.
      Cieszę się, że postać Dereka się podoba, osobiście także go lubię i cieszę się, że go wprowadziłam do opowiadania:)
      Czy przeżyje, czy nie, to się okaże w następnym poście;)

      Dziękuję za opinię:*

      Usuń
  3. No, po końcówce tego rozdziało mnie zatkało. Chyba pierwsze opisane tutaj morderstwo w sposób bezpośredni, że tak powiem :) Nie spodziewałam się tego.
    Co do nauczyciela - też trochę przykre, że chłopak przez swoją głupotę dostanie wyrok za nieumyślne spowodowanie śmierci. Ależ po tym wydarzeniu Johnny ma kiepskie zdanie o młodzieży! haha :D
    A brat Jessici jest spoko ;)
    Jeśli chodzi o błędy to sprawdź kiedy pisze się apostrofy, a kiedy nie, bo masz przy tym błędy. I błagam, nie rób przed nimi spacji...
    Pozdrawiam i wesołego jajeczka ;) [o ile jajko może być wesołe heheh]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Johnny rzeczywiście ma kiepskie wyobrażenie do tyk nastolatków, ale wie, że są wyjątki, tego nie można przeoczyć;)
      I ok, sprawdzę z tymi apostrofami, bo przyznam, ze mam z tym problemik:) I ok, nie dam spacji:)
      Dziękuję za życzenia:) Jajeczko może być wesołe, jeśli je sobie namalujemy:D:P Ale widząc taką pogodę, chyba raczej szczęśliwe nie jest.

      Dziękuję za opinię:**

      Usuń
  4. No cóż, nie spodziewałam się, że sprawa z nauczycielem wyjaśni się w taki właśnie sposób. Trudno mi było podejrzewać kogoś, kto praktycznie nie został opisany w poprzednich rozdziałach. Wiedziałam jedynie, że na pewno zrobił to jakiś z uczniów. Ale który dokładnie i dlaczego - nie miałam pojęcia. Trochę szkoda, że w poprzednich rozdziałach nie skupiłaś się na opisaniu Iana.
    A jeśli chodzi o drugą sprawę... Nie spodziewałam się takich zdarzeń. Końcówka wyszła Ci najlepiej - jest taka prawdziwa i dobrze opisana. Jedyne, co mnie zastanawia, to czemu ten zabójca strzelił w klatkę piersiową i w nogę Bolinsa. Skoro stał tak blisko, o wiele łatwiej i szybciej uśmierciłby go strzałem w głowę...
    Pozdrawiam
    koszmar-na-jawie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, z tym chłopakiem trochę zawiodłam, i wiem, że to moja wina i ponoszę za to odpowiedzialność:)

      W zasadzie masz rację, ale Steven ma to w naturze, aby jego ofiara cierpiała przed zgonem. Strzał w głowę byłby ostateczny. Z Jonatanem, ojcem Johnny'ego było tak samo, zmarł dopiero w drodze do szpitala.

      Dziękuję za opinię:**

      Usuń