czwartek, 2 maja 2013

III. Strefa zagrożenia: 10. Niepokój





„Sko­ro nie można się cofnąć, trze­ba zna­leźć naj­lep­szy sposób, by pójść naprzód.”
- Paulo Coelho 



2 grudnia 2011 rok. Piątek.

Jessica niecierpliwie siedziała na korytarzu obok gabinetu pani prokurator, Nathashy Palmer. Za parę minut miała tam wejść, aby raz jeszcze powiedzieć całą sytuację, która zdarzyła się dwa dni temu podczas nieudolnego złapania sprawcy, który o mały włos nie pobawił życia inspektora Bollinsa, walczącego teraz dzielnie w szpitalu. Czuła niepokój w sercu i z tego wszystkiego rozbolał ją brzuch z tych nerwów. Aż żałowała, że nie mogła teraz wyjść na zewnątrz, aby się przewietrzyć. Jednak wytrzymywała ten stres, ponieważ wiedziała, że gdy ponownie zrelacjonuje wydarzenie, Johnny‘ego mogą przywrócić z powrotem do służby, robiła to dla niego.
Czuła się z tym źle, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że przez nią to wszystko. To była tylko i wyłącznie jej wina. Gdyby bardziej uważała, nie doszłoby do tego i Johnny‘ego by nie zawiesili, a Bobesich z powrotem poszedłby siedzieć. Jednak przez jej nieuwagę, sprawa nabrała innego toru. Jessica cały czas miała tę scenę przed oczami. Bardzo pragnęła, aby mieć choć dwa dni wolnego, żeby miała możliwość się po tym pozbierać. Nie mogła się z tym wszystkim pogodzić i przez to straciła koncentrację w pracy, co w ogóle się jej nie zdarzało. Wczoraj przeszło trzy godziny siedziała nad raportem i nie była w stanie go skończyć.
Wkrótce z  gabinetu pani prokurator wyszedł  jakiś elegancki mężczyzna, który posłał Jessice niewinny uśmiech, i odszedł, zostawiając jej uchylone drzwi. Wzięła głęboki wdech i przekroczyła próg pomieszczenia.

***

Jessica odetchnęła z ulgą, gdy tylko wyszła na zewnątrz. Lekki wiatr delikatnie łaskotał jej policzki, a blade światło słoneczne padło na jej twarz. Zdecydowanie przepadała za taką pogodą, dlatego dziękowała Bogu, że w tej właśnie chwili nie padał śnieg lub co gorsze – śnieg z deszczem.
Johnny został oczyszczony. Prokuratura doszła wreszcie, że nie miał innego wyjścia. Musiał strzelić. W papierowej torbie trzymała dla niego jego przedmioty służbowe, które odebrała czarnowłosemu pani Palmer, która jednak okazała się dość łaskawa, dając im parę dni wolnego, aby otrząsnęli się po tym wszystkim. Chciała już jak najszybciej pojechać do swojego chłopaka, aby mu o tym powiedzieć, lecz zanim to zrobiła, pojechała do swojego mieszkania, bo obiecała bratu, że odwiezie go na lotnisko, gdzie samolot do Bostonu miał za dwie godziny.
Wszystko układało się tak jak trzeba. Derek dostał wymarzoną pracę, zakupił nowy dom oraz załatwił szkołę, do której będzie uczęszczał Brighton. Jej brat był w stu procentach pewny, że święta Bożego Narodzenia spędzą już w nowym domu. Jedynie co Dereka martwiło to, to, czy jego synowi będzie tu dobrze, czy znajdzie tu przyjaciół, z którymi będzie się dogadywał. Blondynka go pocieszyła i przekonała, że wszystko będzie dobrze. Powiedziała mu, że był do niego podobny, więc z zawieraniem znajomości na pewno sobie poradzi. Derek odetchnął z ulgą i przytulił do siebie siostrę, mówiąc jej, aby także się trzymała. Pomachała mu na pożegnanie, gdy tylko blondyn przekroczył bezpiecznie kontrolkę. Na sam koniec rzekła mu, aby ucałował rodziców, na co Derek uśmiechnął się szeroko i raz jeszcze jej pomachał.
Prosto z lotniska kierowała się do domu Johnny‘ego, gdzie na osiedlę Rowns trafiła bez problemu. Zauważyła piękny dwupiętrowy dom pomalowany beżowym kolorem, wyłożone brązowymi kamieniami na dole. Na jego widok, od razu przypomniała sobie swój dom rodzinny i zatęskniła za nim. Aż żałowała, że nie poleciała z Derekiem do Bostonu. Zaparkowała swojego srebrnego Seata Arose na podjeździe i wyszła z samochodu. Od razu wyczuła, że pogodna nieco się pogorszyła, czując mroźny wiatr na policzkach. Czym prędzej udała się na ganek i nacisnęła na dzwonek. Nie minęła sekunda, jak usłyszała szczekanie psa.
Wkrótce drzwi domu otworzyły się, a w progu stała kobieta, która trzymała owczarka niemieckiego za obrożę. Matka Johnny‘ego wyglądała bardzo pięknie, mimo płynących lat. Lekkie zmarszczki pojawiły się w okolicach czoła oraz oczu. Blond włosy opadały na jej ramiona, a na nosie miała okulary w grubej oprawie, przez które Jessica dopatrzyła się brązowych, lśniących tęczówek. Johnny zdecydowanie nie był do niej podobny.
- Nela, natychmiast do kuchni! – krzyknęła w stronę suczki, która z opuszczonym ogonem posłuchała swojej pani. Blondynka była pod wrażeniem tak usłuchanego owczarka. Kobieta uśmiechnęła się do niej, na co i ona odwzajemniła gest. – Przepraszam za nią, zawsze jest zainteresowana nowym gościem.
- Nic się nie stało – uśmiechnęła się. – Ja przyszłam do Johnny‘ego, jestem jego partnerką z pracy.
- Pewnie już coś wiadomo w sprawie zawieszenia syna. – Bardziej stwierdzając niż pytając. Jessica kiwnęła głową na potwierdzenie słów pani Brigh. – Proszę, niech pani wejdzie do środka. – Przekroczyła próg domu, w której wychował się jej chłopak. Gabriele poprowadziła ją w głąb korytarza, a potem skręcili w lewo, udając się do salonu. – Johnny jest na dworze.  
 Otworzyła drzwi balkonowe i zaprowadziła ją na niewielki taras, na której znajdowała się drewniana ławka okryta niebieską kapą, po czym zostawiła ją bez słowa, wracając do ciepłego domu. Jessica zauważyła, jak Johnny na małym boisku kozłował piłkę do koszykówki, która po sekundzie znalazła się w koszu, zdobywając punkt. Carter mogła przyznać, że w tej grze był bardzo dobry, sam opowiadał jej, jak ich szkolna drużyna zdobywała mistrzostwa w takich konkursach młodocianych. Uśmiechnęła się do mężczyzny, kiedy zorientował się, że ona tutaj była. Odłożył piłkę na ziemie i podszedł do niej zdyszany.
- Nie za zimno na grę w koszykówkę? – spytała.
- Dla mnie to bez znaczenia – uśmiechnął się. Johnny wskazał ręką na ławkę, po czym wygodnie usiedli na miękkim kocu.
- Mam dla ciebie dobrą wiadomość, zostałeś odwieszony – oznajmiła, wyciągając z torby jego zawodowy dobytek i dała mu do ręki. Na twarzy komisarza pojawił się lekki uśmiech. – Mamy cztery dni urlopu, aby się pozbierać do kupy.
- Tylko mi nie mów, że to ta sztuczna pani prokurator nas odesłała na te wolne? – zdziwił się, słysząc jej wypowiedź na ten temat.
- Ta sama – rzekła, unosząc lekko kąciki ust. – Wiesz lub nie, ale ona jednak ma uczucia.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza. W środku domu słychać było dźwięk telewizora oraz skamlanie Neli. Johnny odstawił przedmioty na bok, po czym złączył swoje dłonie, kładąc łokcie na kolanach. Jessica zebrała się na odwagę i przerwała to nurtujące milczenie.
- Jak się czujesz?
- Pytasz mnie, jak się czuję po tym, jak zastrzeliłem człowieka? Beznadziejnie, Jess. Cały czas mam ten obraz przed oczami i nie daje mi to spokoju.
Johnny myślał, że ten niepokój przejdzie mu szybko, lecz za nic świecie to wspomnienie nie chciało opuścić jego umysłu. Ciągle widział przerażoną twarz Jessici, jego strzał w stronę Bobesicha, który usuwał się martwy na posadzkę. Jego matka próbowała go pocieszyć, gdy opowiedział jej o tym wydarzeniu, nawet nie omijając faktu, że postrzelił mordercę ojca. Jednak i tak nie zaznał spokoju w duszy. Postanowił także udać się do kościoła, aby się wyspowiadać z tego ciężkiego grzechu. Ksiądz Antonii, który ochrzcił go i prowadził lekcję religii przez całe jego młodociane życie, wysłuchał w spokoju jego win, po czym rozgrzeszył. Myślał, że to oczyści go ze złego uczynku, ale i nawet to nie dawało mu wytchnienia. Nocą zawsze widział ten koszmarny obraz z akcji. Nie sądził, że to może aż tak boleć.
- Przepraszam – usłyszał Jessicę, która wyrwała go z rozmyśleń. Ujęła jego dłoń i spojrzała na niego. – To wszystko przeze mnie. Gdybym bardziej uważała…
- Nie, Jess, to nie twoja wina – przerwał jej. – Zrobiłem to, bo nie było innego wyjścia. A skoro tu jesteś, chciałbym ci coś oznajmić – zaczął zmieniać temat. – Poczekaj chwilkę.
Johnny wszedł do domu, zostawiając ją na parę minut samą. Jessica była ciekawa, co takiego miał jej do powiedzenia. Wrócił, trzymając coś w rękach. Dopiero gdy usiadł obok niej, dostrzegła, że to jest średniej wielkości, czarne pudełeczko. Zamarła. Czyżby chciał się jej oświadczyć? Po tak krótkim czasie bycia ze sobą?
- Chyba to nie jest to… o czym ja myślę? – spojrzała na niego podejrzliwie, na co on lekko się uśmiechnął.
- Najpierw sprawdź, co tam jest – odparł, kładąc jej pudełeczko w dłoniach. Jessica drżącymi dłońmi podniosła wieczko, a gdy tylko zobaczyła, że to nie jest to, o czym myślała, odetchnęła z ulgą. Był to tylko srebrny klucz. – Ulga, co?
- Zdecydowanie, tylko że…
- Zamieszkaj ze mną – przerwał, odpowiadając jej na niedokończone pytanie. Odgarnął jej kosmyk za prawe ucho, który niechcący wydostał się z kucyka blondynki. Jessica uwielbiała, gdy czarnowłosy to robił. Wypuściła delikatnie powietrze z ust, przymykając oczy.
- Johnny, ja nie wiem…
- Jess, przyznajmy sobie sami. Kiedy ostatnio spaliśmy osobno w swoich mieszkaniach? Spróbujmy tego kroku, dla nas.
Jessica nie zdążyła mu odpowiedzieć, bo drzwi tarasu się otworzyły i stanęła w nich matka Johnny‘ego. Gabriele spytała, czy zrobić herbaty, na co czarnowłosy podziękował, mówiąc, że zaraz przyjdą do kuchni na parujący napój. Kobieta uśmiechnęła się, po czym zostawiła ich znów samych.
- Muszę też wreszcie przedstawić cie matce – uśmiechnął się.
- Jesteś na to gotowy?
- Tak – oznajmił radośnie. – Tak samo jestem gotowy zamieszkać z tobą i znosić twoje nawyki sprzątające. – Za to ostatnie stwierdzenie, dostał kuksańca w bok.
- Johnny, możemy się umówić tak, że ja ten klucz wezmę i się zastanowię nad twoją propozycją. – Gdy to powiedziała,  czarnowłosy kiwnął głową, dając jej znak, że poczeka na odpowiedź.
Zrobiło się zimniej, a na niebie powoli zaczęły pojawiać się gwiazdy oraz siep księżyca. Zaprosił więc Jessicę do środka i poszli do kuchni, gdzie chrząkała się jego matka. Na stole stały już trzy parujące szklanki z herbatą oraz czekoladowymi ciasteczkami, które uwielbiał w dzieciństwie. Zanim jednak przysiadali do stołu, Johnny odważył się na ten krok, mówiąc matce, że Jessica była nie tylko zawodową partnerką, ale i także życiową. Gabriele była wniebowzięta, gdy tylko blond włosa potwierdziła słowa jej syna. Uściskała serdecznie Jessicę oraz Johnny‘ego.
- Mamo, bez przesady – odezwał się, gdy tylko wyswobodził się z objęć matki.
- A jak mam się czuć, Johnny – rzekła, kiedy już usiadali razem przy stole. – Nigdy jeszcze nie przedstawiłeś mi dziewczyny. Nie licząc Kate, ale ona była twoją pierwszą miłością z liceum, a to się nie liczy. Ważne jest to, że na reszcie znalazłeś kobietę, z którą związałeś się uczuciowo, i wreszcie doczekam się wnuków.
- Zaraz, chwilkę – przerwał jej. – Nie tak prędko, mamo. Nie zagalopowałaś się czasami?
- A ty myślisz, że ja będę żyć wiecznie? Jessica, mam nadzieje, że mnie popierasz i nie będziesz mi kazała czekać długo na wnuki – zwróciła się do niej, ujmując jej dłoń. Jessica siedziała speszona, nie wiedząc, co odpowiedzieć kobiecie.
- Pani Brigh, myślę, że jednak za wcześnie o tym rozmawiać, dopiero co jesteśmy ze sobą. Na dzieci jeszcze za wcześnie.  
- Dokładnie, mamo – odparł Johnny.
Gabriele odpuściła. Zmieniła temat, aby już nie mówić o przyszłych wnukach. Pragnęła bliżej poznać swoją przyszłą synową, dlatego zaproponowała jej na dzisiaj nocleg i nie chciała słyszeć żadnych wykrętów.
Po całej rozmowie, która trwała prawie do północy, Johnny zaprowadził ją do pokoju, w którym kiedyś rezydował za młodu. Pomieszczenie idealnie pasowało, jak na nastoletniego chłopaka. Ściany pomalowane były na granatowy kolor, a zasłony mienił się w odcieniach błękitu. Naprzeciw były okna, wychodzące na ulicę, oraz postawiony obok niego biurko, na którym nie było nic, oprócz lampki, długopisów i parę kartek. Po lewej stronie stała szafka, regał, na którym znajdowały się liczne książki oraz zdobyte przez Johnny‘ego nagrody, gdzie wielką uwagę przykuł dyplom drugiego miejsca za konkurs matematyczny, a także drzwi, prowadzące do łazienki. Po prawej zaś stało średniej wielkości łóżko, posłane ciemnoniebieskim materiałem. Pomiędzy meblem znajdowały się małe komody. Jessica przyuważyła, że na prawej komodzie prezentowało się zdjęcie mężczyzny, który był bardzo podobny do Johnny‘ego. Te same czarne włosy i oczy, ten sam podbródek oraz kształt nosa. Była w stu procentach przekonana, że to jego ojciec. Delikatnie wzięła ramkę zdjęcia i przypatrzyła się fotografii, po czym odstawiła z powrotem na komodę.
- Jesteś do niego podobny – odważyła się powiedzieć.
- Każdy mi to mówi – uśmiechnął się. – Słuchaj, przepraszam cię za mamę, że tak naciskała na te wnuki.
- Nic nie szkodzi – odparła szybko. – Rozumiem, że czuje się samotna.
Wkrótce do pokoju weszła Gabriele, podając Jessice beżową koszulę Kathleen, aby mogła w czymś spać, po czym życzyła im dobrej nocy, opuszczając pomieszczenie.
Po przebraniu się, od razu weszli do łóżka, i nawet niewiadomo kiedy, zasnęli w swoich objęciach.

~*~

Można by powiedzieć, że powolutku brniemy do końca, dlatego jest już teraz  sielankowo. Został mi jeszcze jeden rozdział oraz Epilog i mogę powiedzieć, że czwarty blog zakończony:)

Cieszę się bardzo, że głosowaliście w ankiecie, i że większość jednak chciałaby drugą część. Oczywiście wezmę sobie te głosy do serca i zastanowię się nad wszystkim po tym, jak zakończę Scorpiusa. Nie chcę znów mieć trzech blogów na barkach. Musi być jeden zakończony, by pomyśleć o następnym. Ale jeszcze nie jestem pewna, czy moje plany zostaną w pełni zrealizowane. Czas pokaże. 

Pozdrawiam serdecznie:*


5 komentarzy:

  1. Podobał mi się ten rozdział (choć błędy były, nawet w mowie odautorskiej - nie pokarze, tylko pokaże, innych już teraz nie pamiętam, ale jak tak kiedyś zaczniesz pisać kolejnego bloga, koniecznie znajdź sobie betę). Nie piszę tego, żeby cię urazić, a po prostu czasem troszeczkę dziwnie się czyta. Ale widzę, że data wreszcie poprawnie, nie "2 grudzień", a "2 grudnia".
    Wracając do rozdziału, bardzo mi się podobał i szkoda, że jeszcze tylko jeden oraz epilog zostały do końca. To było naprawdę fajne opowiadanie, cieszę się, że miałam okazję je czytać. Jak widać, sprawa kryminalna dobiegła końca, a zakończenie porusza już bardziej kwestię prywatnego życia bohaterów (cieszę się, że o nim nie zapominasz, bo to też ważne) oraz rozwiązanie akcji.
    To miłe, że Jess tak się troszczy o Johnny'ego, że załatwiła mu odwieszenie oraz odwiedziła go w domu. W ogóle, bardzo się cieszę, że oni teraz są ze sobą i kiedy mężczyzna wyjął pudełeczko, przez chwilę myślałam, że się jej oświadczy. Ale wspólne mieszkanie to jednak dużo lepszy pomysł. W końcu w naszych czasach wcale nie trzeba się hajtać, żeby razem mieszkać, i dobrze. Zresztą, ciężko mi sobie ich było wyobrazić jako małżeństwo, powinni najpierw spędzić jeszcze ze sobą trochę czasu, i lepiej poznać się także poza pracą, choć w tej części ich znajomość już dość mocno posunęła się do przodu.
    Całkiem fajnie wyszła też scena z matką, ale z tymi wnukami to faktycznie dowaliła, hah. Rozumiem, że oboje się nieco zdenerwowali, sama też nienawidzę tego typu gadek.
    Cieszyłabym się, gdybyś kiedyś dopisała drugą część. Kryminały to coś, co czytam najchętniej obok ff HP. Ale 3 blogi pisać naraz to ciężko jest, sama się o tym przekonałam. Ale zakończenia tego i tak ci bardzo zazdroszczę ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że mogą pojawiać się tutaj błędy, ale już mi się nie opłacało kogoś szukać, skoro blog zmierza ku końcowi. Ale na pewno gdybym jednak wróciła z drugą częścią, to o poszukam Bety na sto procent :)
      Może to Cię zdziwi, ale postanowiłam ich zeswatać i będą małżeństwem, jednak ślubu w Epilogu nie opisałam ;)A matka rzeczywiście panikuje z tymi wnukami, no ale jak to matka dorosłego faceta po trzydziestce, chce w końcu mieć wnuki^^

      Dziękuję za opinię:**

      Usuń
  2. Wow, na serio cię podziwiam... Skończyć 4 blogi to naprawdę wyczyn, nie znam drugiej takiej osoby, która by tyle dokonała. Zazdroszczę ci, ja nie mogę sobie poradzić z jednym xD.
    Uwielbiam matkę Johnyy'ego <3 Jest przesympatyczna i od razu polubiła Jessicę. Rozumiem, że z pewnością czuje się samotna, a więc mam nadzieję, że niedługo doczeka się wnuków :D
    Widać, że oboje bardzo się kochają. Tak jakby by7li dla siebie stworzeni, aż dziwne, że pracując ze sobą tyle czasu dopiero niedawno poczuli miętę :3 Ale to tylko dowodzi temu, że z przyjaźni także może wywiązać się miłość :)

    Ściskam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem jeszcze w szoku i nie dociera do mnie, że podołałam 4 blogi zakończyć^^
      Oj, tak, Gabriele jest niewątpliwie cudowną osobą. Bardzo kochaną, dlatego szybko polubiła Jessicę. A na wnuki się doczeka;)
      Tak, masz racje, z przyjaźni może wyniknąć miłość. Może gdyby wtedy się ze sobą nie przespali, no kto wie, może nadal by tkwili na początku ;)

      Dziękuję Ci za opinię:**

      Usuń
  3. "Wiesz lub nie, ale ona jednak ma uczucia." - chyba chodziło ci o "wierz" ;) I raz masz "Gabrielle" przez dwa l a raz przez jedno ;>
    Lecę do następnego

    OdpowiedzUsuń