„Skoro
nie można się cofnąć, trzeba znaleźć najlepszy sposób,
by pójść naprzód.”
- Paulo Coelho
2 grudnia 2011 rok. Piątek.
Jessica niecierpliwie siedziała na korytarzu obok gabinetu
pani prokurator, Nathashy Palmer. Za parę minut miała tam wejść, aby raz
jeszcze powiedzieć całą sytuację, która zdarzyła się dwa dni temu podczas nieudolnego złapania sprawcy, który o mały włos nie pobawił życia inspektora Bollinsa,
walczącego teraz dzielnie w szpitalu. Czuła niepokój w sercu i z tego
wszystkiego rozbolał ją brzuch z tych nerwów. Aż żałowała, że nie mogła teraz
wyjść na zewnątrz, aby się przewietrzyć. Jednak wytrzymywała ten stres,
ponieważ wiedziała, że gdy ponownie zrelacjonuje wydarzenie, Johnny‘ego mogą
przywrócić z powrotem do służby, robiła to dla niego.
Czuła się z tym
źle, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że przez nią to wszystko. To była tylko
i wyłącznie jej wina. Gdyby bardziej uważała, nie doszłoby do tego i Johnny‘ego by nie zawiesili, a Bobesich z powrotem poszedłby siedzieć. Jednak przez
jej nieuwagę, sprawa nabrała innego toru. Jessica cały czas miała tę scenę
przed oczami. Bardzo pragnęła, aby mieć choć dwa dni wolnego, żeby miała
możliwość się po tym pozbierać. Nie mogła się z tym wszystkim pogodzić
i przez to straciła koncentrację w pracy, co w ogóle się jej nie zdarzało.
Wczoraj przeszło trzy godziny siedziała nad raportem i nie była w stanie go
skończyć.
Wkrótce z gabinetu pani prokurator wyszedł jakiś elegancki mężczyzna, który posłał
Jessice niewinny uśmiech, i odszedł, zostawiając jej uchylone drzwi. Wzięła
głęboki wdech i przekroczyła próg pomieszczenia.
***
Jessica
odetchnęła z ulgą, gdy tylko wyszła na zewnątrz. Lekki wiatr delikatnie
łaskotał jej policzki, a blade światło słoneczne padło na jej twarz. Zdecydowanie
przepadała za taką pogodą, dlatego dziękowała Bogu, że w tej właśnie chwili nie
padał śnieg lub co gorsze – śnieg z deszczem.
Johnny został
oczyszczony. Prokuratura doszła wreszcie, że nie miał innego wyjścia. Musiał
strzelić. W papierowej torbie trzymała dla niego jego przedmioty służbowe, które odebrała
czarnowłosemu pani Palmer, która jednak okazała się dość łaskawa, dając im parę
dni wolnego, aby otrząsnęli się po tym wszystkim. Chciała już jak najszybciej
pojechać do swojego chłopaka, aby mu o tym powiedzieć, lecz zanim to
zrobiła, pojechała do swojego mieszkania, bo obiecała bratu, że odwiezie go na
lotnisko, gdzie samolot do Bostonu miał za dwie godziny.
Wszystko
układało się tak jak trzeba. Derek dostał wymarzoną pracę, zakupił nowy dom oraz
załatwił szkołę, do której będzie uczęszczał Brighton. Jej brat był w stu
procentach pewny, że święta Bożego Narodzenia spędzą już w nowym domu. Jedynie
co Dereka martwiło to, to, czy jego synowi będzie tu dobrze, czy znajdzie tu
przyjaciół, z którymi będzie się dogadywał. Blondynka go pocieszyła i
przekonała, że wszystko będzie dobrze. Powiedziała mu, że był do niego podobny,
więc z zawieraniem znajomości na pewno sobie poradzi. Derek odetchnął z ulgą i
przytulił do siebie siostrę, mówiąc jej, aby także się trzymała. Pomachała mu na
pożegnanie, gdy tylko blondyn przekroczył bezpiecznie kontrolkę. Na sam koniec
rzekła mu, aby ucałował rodziców, na co Derek uśmiechnął się szeroko i raz
jeszcze jej pomachał.
Prosto z
lotniska kierowała się do domu Johnny‘ego, gdzie na osiedlę Rowns trafiła bez
problemu. Zauważyła piękny dwupiętrowy dom pomalowany beżowym kolorem, wyłożone
brązowymi kamieniami na dole. Na jego widok, od razu przypomniała sobie swój
dom rodzinny i zatęskniła za nim. Aż żałowała, że nie poleciała z Derekiem do
Bostonu. Zaparkowała swojego srebrnego Seata Arose na podjeździe i wyszła z
samochodu. Od razu wyczuła, że pogodna nieco się pogorszyła, czując mroźny
wiatr na policzkach. Czym prędzej udała się na ganek i nacisnęła na dzwonek.
Nie minęła sekunda, jak usłyszała szczekanie psa.
Wkrótce drzwi
domu otworzyły się, a w progu stała kobieta, która trzymała owczarka
niemieckiego za obrożę. Matka Johnny‘ego wyglądała bardzo pięknie, mimo płynących lat.
Lekkie zmarszczki pojawiły się w okolicach czoła oraz oczu. Blond włosy opadały
na jej ramiona, a na nosie miała okulary w grubej oprawie, przez które Jessica
dopatrzyła się brązowych, lśniących tęczówek. Johnny zdecydowanie nie był do
niej podobny.
- Nela,
natychmiast do kuchni! – krzyknęła w stronę suczki, która z opuszczonym ogonem
posłuchała swojej pani. Blondynka była pod wrażeniem tak usłuchanego owczarka.
Kobieta uśmiechnęła się do niej, na co i ona odwzajemniła gest. – Przepraszam
za nią, zawsze jest zainteresowana nowym gościem.
- Nic się nie
stało – uśmiechnęła się. – Ja przyszłam do Johnny‘ego, jestem jego partnerką z
pracy.
- Pewnie już coś
wiadomo w sprawie zawieszenia syna. – Bardziej stwierdzając niż pytając.
Jessica kiwnęła głową na potwierdzenie słów pani Brigh. – Proszę, niech pani wejdzie do środka. – Przekroczyła próg domu,
w której wychował się jej chłopak. Gabriele poprowadziła ją w głąb korytarza, a
potem skręcili w lewo, udając się do salonu. – Johnny jest na dworze.
Otworzyła drzwi balkonowe i zaprowadziła ją na
niewielki taras, na której znajdowała się drewniana ławka okryta niebieską
kapą, po czym zostawiła ją bez słowa, wracając do ciepłego domu. Jessica
zauważyła, jak Johnny na małym boisku kozłował piłkę do koszykówki, która po
sekundzie znalazła się w koszu, zdobywając punkt. Carter mogła przyznać, że w
tej grze był bardzo dobry, sam opowiadał jej, jak ich szkolna drużyna zdobywała
mistrzostwa w takich konkursach młodocianych. Uśmiechnęła się do mężczyzny,
kiedy zorientował się, że ona tutaj była. Odłożył piłkę na ziemie i podszedł do
niej zdyszany.
- Nie za zimno
na grę w koszykówkę? – spytała.
- Dla mnie to
bez znaczenia – uśmiechnął się. Johnny wskazał ręką na ławkę, po czym wygodnie
usiedli na miękkim kocu.
- Mam dla
ciebie dobrą wiadomość, zostałeś odwieszony – oznajmiła, wyciągając z torby
jego zawodowy dobytek i dała mu do ręki. Na twarzy komisarza pojawił się lekki
uśmiech. – Mamy cztery dni urlopu, aby się pozbierać do kupy.
- Tylko mi nie
mów, że to ta sztuczna pani prokurator nas odesłała na te wolne? – zdziwił się,
słysząc jej wypowiedź na ten temat.
- Ta sama –
rzekła, unosząc lekko kąciki ust. – Wiesz lub nie, ale ona jednak ma uczucia.
Przez chwilę
panowała niezręczna cisza. W środku domu słychać było dźwięk telewizora oraz
skamlanie Neli. Johnny odstawił przedmioty na bok, po czym złączył swoje
dłonie, kładąc łokcie na kolanach. Jessica zebrała się na odwagę i przerwała to
nurtujące milczenie.
- Jak się
czujesz?
- Pytasz mnie,
jak się czuję po tym, jak zastrzeliłem człowieka? Beznadziejnie, Jess. Cały
czas mam ten obraz przed oczami i nie daje mi to spokoju.
Johnny myślał,
że ten niepokój przejdzie mu szybko, lecz za nic świecie to wspomnienie nie
chciało opuścić jego umysłu. Ciągle widział przerażoną twarz Jessici, jego
strzał w stronę Bobesicha, który usuwał się martwy na posadzkę. Jego matka
próbowała go pocieszyć, gdy opowiedział jej o tym wydarzeniu, nawet nie
omijając faktu, że postrzelił mordercę ojca. Jednak i tak nie zaznał spokoju w
duszy. Postanowił także udać się do kościoła, aby się wyspowiadać z tego
ciężkiego grzechu. Ksiądz Antonii, który ochrzcił go i prowadził lekcję
religii przez całe jego młodociane życie, wysłuchał w spokoju jego win, po czym rozgrzeszył. Myślał, że to oczyści go
ze złego uczynku, ale i nawet to nie dawało mu wytchnienia. Nocą zawsze
widział ten koszmarny obraz z akcji. Nie sądził, że to może aż tak boleć.
- Przepraszam –
usłyszał Jessicę, która wyrwała go z rozmyśleń. Ujęła jego dłoń i spojrzała na
niego. – To wszystko przeze mnie. Gdybym bardziej uważała…
- Nie, Jess, to
nie twoja wina – przerwał jej. – Zrobiłem to, bo nie było innego wyjścia. A
skoro tu jesteś, chciałbym ci coś oznajmić – zaczął zmieniać temat. – Poczekaj
chwilkę.
Johnny wszedł
do domu, zostawiając ją na parę minut samą. Jessica była ciekawa, co takiego
miał jej do powiedzenia. Wrócił, trzymając coś w rękach. Dopiero gdy usiadł
obok niej, dostrzegła, że to jest średniej wielkości, czarne pudełeczko.
Zamarła. Czyżby chciał się jej oświadczyć? Po tak krótkim czasie bycia ze sobą?
- Chyba to nie
jest to… o czym ja myślę? – spojrzała na niego podejrzliwie, na co on lekko się
uśmiechnął.
- Najpierw
sprawdź, co tam jest – odparł, kładąc jej pudełeczko w dłoniach. Jessica
drżącymi dłońmi podniosła wieczko, a gdy tylko zobaczyła, że to nie jest to, o
czym myślała, odetchnęła z ulgą. Był to tylko srebrny klucz. – Ulga, co?
- Zdecydowanie,
tylko że…
- Zamieszkaj ze
mną – przerwał, odpowiadając jej na niedokończone pytanie. Odgarnął jej kosmyk
za prawe ucho, który niechcący wydostał się z kucyka blondynki. Jessica
uwielbiała, gdy czarnowłosy to robił. Wypuściła delikatnie powietrze z ust,
przymykając oczy.
- Johnny, ja
nie wiem…
- Jess,
przyznajmy sobie sami. Kiedy ostatnio spaliśmy osobno w swoich mieszkaniach? Spróbujmy tego kroku,
dla nas.
Jessica nie
zdążyła mu odpowiedzieć, bo drzwi tarasu się otworzyły i stanęła w nich matka
Johnny‘ego. Gabriele spytała, czy zrobić herbaty, na co czarnowłosy
podziękował, mówiąc, że zaraz przyjdą do kuchni na parujący napój. Kobieta
uśmiechnęła się, po czym zostawiła ich znów samych.
- Muszę też
wreszcie przedstawić cie matce – uśmiechnął się.
- Jesteś na to
gotowy?
- Tak –
oznajmił radośnie. – Tak samo jestem gotowy zamieszkać z tobą i znosić twoje
nawyki sprzątające. – Za to ostatnie stwierdzenie, dostał kuksańca w bok.
- Johnny,
możemy się umówić tak, że ja ten klucz wezmę i się zastanowię nad twoją
propozycją. – Gdy to powiedziała, czarnowłosy
kiwnął głową, dając jej znak, że poczeka na odpowiedź.
Zrobiło się
zimniej, a na niebie powoli zaczęły pojawiać się gwiazdy oraz siep księżyca. Zaprosił więc Jessicę do środka i poszli do kuchni, gdzie
chrząkała się jego matka. Na stole stały już trzy parujące szklanki z herbatą
oraz czekoladowymi ciasteczkami, które uwielbiał w dzieciństwie. Zanim jednak
przysiadali do stołu, Johnny odważył się na ten krok, mówiąc matce, że Jessica była
nie tylko zawodową partnerką, ale i także życiową. Gabriele była wniebowzięta,
gdy tylko blond włosa potwierdziła słowa jej syna. Uściskała serdecznie Jessicę
oraz Johnny‘ego.
- Mamo, bez
przesady – odezwał się, gdy tylko wyswobodził się z objęć matki.
- A jak mam się
czuć, Johnny – rzekła, kiedy już usiadali razem przy stole. – Nigdy jeszcze nie
przedstawiłeś mi dziewczyny. Nie licząc Kate, ale ona była twoją pierwszą
miłością z liceum, a to się nie liczy. Ważne jest to, że na reszcie znalazłeś kobietę,
z którą związałeś się uczuciowo, i wreszcie doczekam się wnuków.
- Zaraz,
chwilkę – przerwał jej. – Nie tak prędko, mamo. Nie zagalopowałaś się czasami?
- A ty myślisz,
że ja będę żyć wiecznie? Jessica, mam nadzieje, że mnie popierasz i nie
będziesz mi kazała czekać długo na wnuki – zwróciła się do niej, ujmując jej
dłoń. Jessica siedziała speszona, nie wiedząc, co odpowiedzieć kobiecie.
- Pani Brigh,
myślę, że jednak za wcześnie o tym rozmawiać, dopiero co jesteśmy ze sobą. Na
dzieci jeszcze za wcześnie.
- Dokładnie,
mamo – odparł Johnny.
Gabriele
odpuściła. Zmieniła temat, aby już nie mówić o przyszłych wnukach. Pragnęła
bliżej poznać swoją przyszłą synową, dlatego zaproponowała jej na dzisiaj
nocleg i nie chciała słyszeć żadnych wykrętów.
Po całej
rozmowie, która trwała prawie do północy, Johnny zaprowadził ją do pokoju, w
którym kiedyś rezydował za młodu. Pomieszczenie idealnie pasowało, jak na
nastoletniego chłopaka. Ściany pomalowane były na granatowy kolor, a zasłony
mienił się w odcieniach błękitu. Naprzeciw były okna, wychodzące na ulicę, oraz
postawiony obok niego biurko, na którym nie było nic, oprócz lampki, długopisów
i parę kartek. Po lewej stronie stała szafka, regał, na którym znajdowały się
liczne książki oraz zdobyte przez Johnny‘ego nagrody, gdzie wielką uwagę
przykuł dyplom drugiego miejsca za konkurs matematyczny, a także drzwi,
prowadzące do łazienki. Po prawej zaś stało średniej wielkości łóżko, posłane
ciemnoniebieskim materiałem. Pomiędzy meblem znajdowały się małe komody.
Jessica przyuważyła, że na prawej komodzie prezentowało się zdjęcie mężczyzny,
który był bardzo podobny do Johnny‘ego. Te same czarne włosy i oczy, ten sam
podbródek oraz kształt nosa. Była w stu procentach przekonana, że to jego
ojciec. Delikatnie wzięła ramkę zdjęcia i przypatrzyła się fotografii, po czym
odstawiła z powrotem na komodę.
- Jesteś do
niego podobny – odważyła się powiedzieć.
- Każdy mi to
mówi – uśmiechnął się. – Słuchaj, przepraszam cię za mamę, że tak naciskała na
te wnuki.
- Nic nie szkodzi
– odparła szybko. – Rozumiem, że czuje się samotna.
Wkrótce do
pokoju weszła Gabriele, podając Jessice beżową koszulę Kathleen, aby mogła w
czymś spać, po czym życzyła im dobrej nocy, opuszczając pomieszczenie.
Po przebraniu
się, od razu weszli do łóżka, i nawet niewiadomo kiedy, zasnęli w swoich
objęciach.
~*~
Można by powiedzieć, że powolutku brniemy do końca, dlatego jest już teraz sielankowo. Został mi jeszcze jeden rozdział oraz Epilog i mogę powiedzieć, że czwarty blog zakończony:)
Cieszę się bardzo, że głosowaliście w ankiecie, i że większość jednak chciałaby drugą część. Oczywiście wezmę sobie te głosy do serca i zastanowię się nad wszystkim po tym, jak zakończę Scorpiusa. Nie chcę znów mieć trzech blogów na barkach. Musi być jeden zakończony, by pomyśleć o następnym. Ale jeszcze nie jestem pewna, czy moje plany zostaną w pełni zrealizowane. Czas pokaże.
Pozdrawiam serdecznie:*
Można by powiedzieć, że powolutku brniemy do końca, dlatego jest już teraz sielankowo. Został mi jeszcze jeden rozdział oraz Epilog i mogę powiedzieć, że czwarty blog zakończony:)
Cieszę się bardzo, że głosowaliście w ankiecie, i że większość jednak chciałaby drugą część. Oczywiście wezmę sobie te głosy do serca i zastanowię się nad wszystkim po tym, jak zakończę Scorpiusa. Nie chcę znów mieć trzech blogów na barkach. Musi być jeden zakończony, by pomyśleć o następnym. Ale jeszcze nie jestem pewna, czy moje plany zostaną w pełni zrealizowane. Czas pokaże.
Pozdrawiam serdecznie:*
Podobał mi się ten rozdział (choć błędy były, nawet w mowie odautorskiej - nie pokarze, tylko pokaże, innych już teraz nie pamiętam, ale jak tak kiedyś zaczniesz pisać kolejnego bloga, koniecznie znajdź sobie betę). Nie piszę tego, żeby cię urazić, a po prostu czasem troszeczkę dziwnie się czyta. Ale widzę, że data wreszcie poprawnie, nie "2 grudzień", a "2 grudnia".
OdpowiedzUsuńWracając do rozdziału, bardzo mi się podobał i szkoda, że jeszcze tylko jeden oraz epilog zostały do końca. To było naprawdę fajne opowiadanie, cieszę się, że miałam okazję je czytać. Jak widać, sprawa kryminalna dobiegła końca, a zakończenie porusza już bardziej kwestię prywatnego życia bohaterów (cieszę się, że o nim nie zapominasz, bo to też ważne) oraz rozwiązanie akcji.
To miłe, że Jess tak się troszczy o Johnny'ego, że załatwiła mu odwieszenie oraz odwiedziła go w domu. W ogóle, bardzo się cieszę, że oni teraz są ze sobą i kiedy mężczyzna wyjął pudełeczko, przez chwilę myślałam, że się jej oświadczy. Ale wspólne mieszkanie to jednak dużo lepszy pomysł. W końcu w naszych czasach wcale nie trzeba się hajtać, żeby razem mieszkać, i dobrze. Zresztą, ciężko mi sobie ich było wyobrazić jako małżeństwo, powinni najpierw spędzić jeszcze ze sobą trochę czasu, i lepiej poznać się także poza pracą, choć w tej części ich znajomość już dość mocno posunęła się do przodu.
Całkiem fajnie wyszła też scena z matką, ale z tymi wnukami to faktycznie dowaliła, hah. Rozumiem, że oboje się nieco zdenerwowali, sama też nienawidzę tego typu gadek.
Cieszyłabym się, gdybyś kiedyś dopisała drugą część. Kryminały to coś, co czytam najchętniej obok ff HP. Ale 3 blogi pisać naraz to ciężko jest, sama się o tym przekonałam. Ale zakończenia tego i tak ci bardzo zazdroszczę ;).
Wiem, że mogą pojawiać się tutaj błędy, ale już mi się nie opłacało kogoś szukać, skoro blog zmierza ku końcowi. Ale na pewno gdybym jednak wróciła z drugą częścią, to o poszukam Bety na sto procent :)
UsuńMoże to Cię zdziwi, ale postanowiłam ich zeswatać i będą małżeństwem, jednak ślubu w Epilogu nie opisałam ;)A matka rzeczywiście panikuje z tymi wnukami, no ale jak to matka dorosłego faceta po trzydziestce, chce w końcu mieć wnuki^^
Dziękuję za opinię:**
Wow, na serio cię podziwiam... Skończyć 4 blogi to naprawdę wyczyn, nie znam drugiej takiej osoby, która by tyle dokonała. Zazdroszczę ci, ja nie mogę sobie poradzić z jednym xD.
OdpowiedzUsuńUwielbiam matkę Johnyy'ego <3 Jest przesympatyczna i od razu polubiła Jessicę. Rozumiem, że z pewnością czuje się samotna, a więc mam nadzieję, że niedługo doczeka się wnuków :D
Widać, że oboje bardzo się kochają. Tak jakby by7li dla siebie stworzeni, aż dziwne, że pracując ze sobą tyle czasu dopiero niedawno poczuli miętę :3 Ale to tylko dowodzi temu, że z przyjaźni także może wywiązać się miłość :)
Ściskam,
Też jestem jeszcze w szoku i nie dociera do mnie, że podołałam 4 blogi zakończyć^^
UsuńOj, tak, Gabriele jest niewątpliwie cudowną osobą. Bardzo kochaną, dlatego szybko polubiła Jessicę. A na wnuki się doczeka;)
Tak, masz racje, z przyjaźni może wyniknąć miłość. Może gdyby wtedy się ze sobą nie przespali, no kto wie, może nadal by tkwili na początku ;)
Dziękuję Ci za opinię:**
"Wiesz lub nie, ale ona jednak ma uczucia." - chyba chodziło ci o "wierz" ;) I raz masz "Gabrielle" przez dwa l a raz przez jedno ;>
OdpowiedzUsuńLecę do następnego